R-1287

Wasza sprawiedliwość

„Wy jesteście światłością świata (...). Tak niech wasza światłość świeci (...). Nie sądźcie, że przyszedłem znieść Prawo albo Proroków. Nie przyszedłem znieść, ale wypełnić. Zaprawdę bowiem powiadam wam: Dopóki niebo i ziemia nie przeminą, ani jedna jota, ani jedna kreska nie przeminie z prawa, aż wszystko się wypełni. Kto by więc złamał jedno z tych najmniejszych przykazań i uczyłby tak ludzi, będzie nazwany najmniejszym w królestwie niebieskim. A kto by je wypełniał i uczył, ten będzie nazwany wielkim w królestwie niebieskim. Mówię wam bowiem: Jeśli wasza sprawiedliwość nie będzie obfitsza niż uczonych w Piśmie i faryzeuszy, żadnym sposobem nie wejdziecie do królestwa niebieskiego” – Mat. 5:14-20.

Kazanie naszego Pana na górze, z którego te słowa zostały wzięte do naszych obecnych rozważań, było najbardziej niezwykłym przemówieniem ze względu na swoją prostotę i ważkość. Od początku do końca nie ma w nim żadnych prób literackich upiększeń ani oratorstwa lub też fantazji, żeby się podobać i zabawić. Miał On na celu nauczanie i zrobił to przy użyciu najprostszego i najbardziej przekonującego języka. Należy też zauważyć, że nie szukał przy tej okazji miejsca publicznego, w którym można by zgromadzić największą liczbę słuchaczy, lecz przeciwnie, wybrał miejsce odosobnienia, gdzie mógł być sam na sam ze swoimi uczniami. Tłumy tłoczyły się wokół Niego, aby być świadkami Jego cudów i słuchać Jego słów, a On uzdrawiał ich choroby i uczył wielu rzeczy, ale ta mowa była specjalnie przeznaczona dla uczniów, domowników wiary. A tutaj wiernie też odnotowujemy, że Jego pouczenia mogą obejmować cały dom wiary aż do końca wieku. Tak więc, rozważając te słowa naszego Pana, możemy sobie prawie wyobrazić, że i my, wraz z Piotrem, Jakubem i Janem oraz wieloma braćmi i siostrami wczesnego kościoła, również siedzimy na trawiastych zboczach góry i słuchamy słów padających z ust największego kaznodziei, jakiego znał świat. A gdy odejdziemy z tego uświęconego miejsca, nie bądźmy zapominalskimi słuchaczami, ale gromadźmy słowa życia – niech zapadną głęboko w nasze serca i przyniosą swój bogaty owoc ku życiu wiecznemu.

Ten fragment mowy naszego Pana wskazuje na odpowiedzialność wobec otrzymanej prawdy, a istnieje obawa, że wielu chrześcijan nie przestrzega jej uważnie i nie rozważa. Zwróćcie uwagę na wyrażenie: „Wy jesteście światłością świata; (...) niech wasza światłość świeci”. I znowu powiedział: „Dopóki jestem na świecie, jestem światłością świata”. „Kto idzie za mną, nie będzie chodził w ciemności, ale będzie miał światłość życia” (Jan 9:5, 8:12). A teraz chciałby, żebyśmy, pouczeni i oświeceni Jego Słowem, pamiętali, iż jako Jego przedstawiciele jesteśmy światłością świata i że powinniśmy zachowywać nasze lampy stale oczyszczone i płonące – żeby nasze światło świeciło, aby ci, którzy za nami podążają, nie chodzili w ciemności.

Światło jest symbolem prawdy zarówno w Piśmie Świętym, jak i w mowie potocznej. Zatem wyrażenie: „Wy jesteście światłością świata; (...) niech wasza światłość świeci” jest równoznaczne z powiedzeniem: „Jesteś teraz tak oświecony prawdą, że sam stałeś się żywym przedstawicielem prawdy; nie zasłaniaj go w żaden sposób, ale niech jaśnieje coraz bardziej, aby inni mogli być przez to podobnie pobłogosławieni. Ta prawda jest „światłem życia” – tym, czego potrzebuje świat, co wszyscy muszą mieć, zanim będą mogli osiągnąć życie wieczne. Ludzie muszą poznać prawdę, zanim prawda uwolni ich z niewoli grzechu i śmierci; muszą poznać prawdę, zanim prawda będzie mogła ich oczyścić i uświęcić. Dlatego jest wolą Bożą, aby wszyscy ludzie doszli do dokładnego poznania prawdy (1 Tym. 2:4). A zatem obowiązkiem każdego dziecka Bożego jest być bardzo aktywnym w szerzeniu prawdy – pozwalać, aby jego światło świeciło, aby było „oczyszczone i płonące”.

„Oczyszczone i płonące!” – powie jakaś myśląca dusza – „Często śpiewałem z zapałem te słowa: 'Niech zapłoną przytłumione światła', 'Oczyśćmy lampy nasze' itd., ale co to znaczy?” Oznacza to, że musimy zwracać baczną uwagę na słowa życia, abyśmy mogli dojść do dokładnego poznania prawdy, oraz że musimy starannie i wiernie usuwać wszelkie ślady błędu tak szybko, jak tylko stają się dla nas widoczne – czy jest to błąd w zrozumieniu, czy w naszym codziennym postępowaniu i rozmowie – aby czyste światło Boskiej prawdy mogło świecić możliwie nieprzyćmione, za pośrednictwem jasnego i przejrzystego charakteru.

Jest to godny pożałowania fakt, że wiele dzieci Pana wydaje się bardzo obojętnych na sprawę oczyszczania ich świateł. Dostają trochę prawdy, a wraz z nią wiele błędów i zamiast próbować wyeliminować błąd, trzymają się i uczą jednego i drugiego razem, tak że światło, którym świecą, nie jest czystym światłem, lecz jest zabarwione i zniekształcone przez błąd, z którym jest mieszane. A dodatkowo, nawet gdy posiada się dużo czystej prawdy, bywa, że nie pozwala jej się wywierać oczyszczającego wpływu na charakter i dlatego światło jest zaciemnione i błędnie przedstawiane przez nieczysty „przekaźnik”, przez który przechodzi. Każdy, kto w taki sposób troszczy się o święty skarb prawdy, nie jest w rzeczywistości jej godzien i musi ją w końcu utracić. Jest bowiem napisane: „Światło [prawdę] sieje się sprawiedliwym”; a taka obojętność na twierdzenia prawdy jest niesprawiedliwa.

W czasach naszego Pana byli tacy, którzy bez skrępowania twierdzili, że są nauczycielami i przedstawicielami Boskiej prawdy. Uczeni w Piśmie i faryzeusze utrzymywali, że są bardzo gorliwi dla prawdy i uważali samych siebie za bardzo wiarygodne przejawy jej oczyszczającej mocy. Twierdzili, że mają światło i pozwalają mu świecić. „Boże”, powiedział faryzeusz, „dziękuję ci, że nie jestem jak inni ludzie (...). Poszczę dwa razy w tygodniu, daję dziesięcinę ze wszystkiego, co posiadam”. Ale Pan powiedział: „Biada wam (...); na zewnątrz wydajecie się ludziom sprawiedliwi, ale wewnątrz pełni jesteście obłudy i oszustwa”. Takimi jawili się w oczach Pana, ale przez ludzi byli czczeni i szanowani, poważani jako święci i jako przewodnicy na drodze prawdy i świętości. Do prawa Bożego ośmielali się dodawać swoje własne próżne i głupie tradycje, które unieważniały prawo Boże, i byli bardzo gorliwi w nauczaniu ludzi tych tradycji.

Ponieważ tak czynili, nie ma dla tych nauczycieli usprawiedliwienia. Prawo Boże było przed nimi otwarte, a ich przywilejem i obowiązkiem była należyta jego znajomość. Zwłaszcza po przyjściu Chrystusa, wobec objawienia prawdy w Jego nauczaniu, absurdalność ich próżnych tradycji stała się tak oczywista, że nie było już dla nich żadnego usprawiedliwienia. A zarzut naszego Pana, że są obłudni, był jak najbardziej na miejscu, skoro zdecydowanie postanowili trzymać się i nauczać tradycji starszych i sprzeciwiać się rosnącemu światłu prawdy, które tak wyraźnie uwidoczniało ich absurdalność.

Uczeni w Piśmie i faryzeusze mieli dużo prawdy – mieli całe prawo Boże i twierdzili, że w nie wierzą i go nauczają, ale nędznie je zabarwili i zniekształcili przez swoje tradycje oraz swoje naprawdę niegodziwe, choć wybielone charaktery. W konsekwencji zaś ich wysiłki rzekomego nawracania ludzi do Boga zaowocowały tylko tym, że powiększyli jedynie liczbę hipokrytów, takich, jakimi oni sami byli.

„Mówię wam bowiem” – powiedział Pan do swoich uczniów – „jeśli wasza sprawiedliwość nie będzie obfitsza niż uczonych w Piśmie i faryzeuszy, żadnym sposobem nie wejdziecie do królestwa niebieskiego”.

Strzeżmy się tego rodzaju sprawiedliwości, która dla ludzi może rzeczywiście wydawać się prawa i godna pochwały, ale która w Bożej ocenie jest tylko pozorem i hipokryzją. Bóg, który czyta w sercu, szybko rozpoznaje motywy, z jakich przyjmujemy lub rozpowszechniamy prawdę. Zaprawdę głupi jest człowiek, który usiłuje handlować tym Boskim skarbem dla marnych korzyści obecnego ulotnego życia, który woli trzymać się i nauczać błędu, zaciemniać prawdę Bożą lub sprzeciwiać się jej albo po jej przyjęciu sprzedawać ją za pieniądze, wpływy lub popularność wśród umierających towarzyszy podróży w drodze do grobu albo za jakiekolwiek inne wynagrodzenie.

A jednak są tacy, którzy, chociaż nie czynią w ten sposób z prawdy obłudnego towaru, w pewnym stopniu jej nie doceniają i którzy, zarówno w teraźniejszości, jak i w przyszłości, będą przez to uznani za przegranych. Jeśli pozwolimy, aby uprzedzenia lub jakaś miara współzawodnictwa, dumy, wojowniczości lub jakiejkolwiek innej rzeczy zakłóciły wolność bezinteresownej szczerości i prostoty oraz ducha łagodności, który jako jedyny przystoi poszukiwaczom prawdy, zbliżymy się do faryzejskiego ducha, który, gdy w pełni dojrzeje, stanie się rażącą obłudą. Ci, którzy unikają takiego usposobienia i dlatego w łagodności i szczerości w pełni przyjmują prawdę i gorliwie jej nauczają za wszelką cenę lub ofiarę, będą, mówi Pan, nazwani wielkimi w królestwie niebios, zaś ci, którzy trzymają się i nauczają pewnej miary błędu, choć mieli przywilej poznania jasnej prawdy, gdyby tylko byli w odpowiednim stanie serca, aby ją przyjąć, będą nazwani najmniejszymi w królestwie niebieskim (Mat. 5:19).

Uprzedzenia i różne stare deformacje usposobienia często bardzo opóźniają postęp niektórych szczerze poświęconych dzieci Bożych. W konsekwencji ich wysiłki, które naprawdę mają służyć Bogu, są błędnie ukierunkowane i okazuje się, że zarówno pod względem wiary, jak i nauczania popadają w sprzeczność z prawdą w kwestiach, w których nauka Słowa Bożego jest bardzo wyraźna. Strzeżmy się tych rzeczy, a gorliwie pozostawiając za sobą wszelkie przeszkody w naszym osobistym postępie na drodze prawdy i naszej użyteczności w służbie Mistrza, biegnijmy cierpliwie, z łagodnością i pilnością w wyznaczonym wyścigu, patrząc na Jezusa, który powiedział: „Wystarczy ci moja łaska. Moja moc bowiem doskonali się w słabości” [2 Kor. 12:9].

Zion's Watch Tower, luty 1891, R-1287
Straż 3/2022

Do góry