R-2800

Rozmowa z Panem

ŁUK. 24:13-35

„I mówili między sobą: Izali serce nasze nie pałało w nas, gdy z nami w drodze mówił, i gdy nam Pisma otwierał?”

„Nieco rozmowy z Jezusem, o! jak rozwesela tę moją samotną drogę!” – powiedział pewien poeta; i czy jest gdzieś prawdziwy chrześcijanin, któryby tego nie doświadczył? Szczęśliwi są ci, którzy nauczą się dość wcześnie, że chociaż powinniśmy oceniać przywilej rozmowy z Panem w modlitwie, to jednak wiedzieć powinniśmy, że nie tyle nasza rozmowa z Panem przynosi nam najwyższe błogosławieństwo, ile nasze uważne posłuszeństwo, zrozumienie i ocenienie tego, co On nam mówi – przez Swoje Słowo Prawdy. Serca nasze pałają więcej, gdy On mówi a my słuchamy, niż gdy my mówimy do niego.

Pierwszego dnia po Pańskim zmartwychwstaniu, przed wieczorem, dwóch z Jego naśladowców szło drogą z Jerozolimy do Emaus, oddalonego około osiem mil. Być może, iż Emaus było rodzinnym miasteczkiem Kleofasa, jednego z tych dwóch uczni (w. 18). Jak wszyscy inni uczniowie Pana, tak i ci dwaj byli bardzo podnieceni i zakłopotani tym wszystkim, czego byli świadkami w tych ostatnich kilku dniach – triumfalnym wjazdem ich Pana do Jerozolimy, wypędzeniem handlarzy ze świątyni, dziwnymi naukami Pańskimi w tych dniach, a w końcu zaaresztowaniem Go i ukrzyżowaniem. Podniecenie ich serc i umysłów z powodu tych wydarzeń, czyniło ich nieprzygotowanymi do jakichkolwiek przedsięwzięć lub pracy. Pozostawali w Jerozolimie nie wiedząc może po co, chyba tylko w tym pragnieniu, aby być w bliższej styczności z innymi współwierzącymi. Wraz z innymi doznali tym większego napięcia umysłowego, kiedy niewiasty, które wczesnym rankiem udały się do grobu w celu dokończenia balsamowania ciała Pańskiego, powróciły z dziwną wiadomością, że grobowiec był pusty i że Anioł im się ukazał świadcząc, że Jezus nie był już więcej umarłym, ale żywym.

Nic też dziwnego, że ci dwaj uczniowie idący do Emaus, prowadzili ożywioną rozmowę o tych różnych sprawach i wieściach. Ich nadzieje położone w Jezusie, jako Mesjaszu, zostały przez Jego śmierć zachwiane, a oni sami wprowadzeni zostali w wielkie zamieszanie. Gdy znajdowali się w takim nastroju, zmartwychwstały Jezus przybliżył się do nich. Był On w postaci zmienionej – w ciele i ubraniu innym niż oni byli zwykli widzieć Go poprzednio. Nie rozpoznali Go, lecz radzi byli, że przyłączył się do nich; bowiem twarz Jego wyrażała uczucie łagodności, współczucia i ukojenia, zapytał ich o temat tej, jak zauważył smutnej rozmowy.

To grzeczne zainteresowanie obcego nie oburzyło ich, a raczej ulżyło ich sercu, że znalazło się przychylne ucho, któremu ich zakłopotanie mogło być wynurzone. Jak wiele ludzkiej natury widzimy w tym wszystkim! Jak korzystnymi są chwile trudności i zakłopotania, w których możemy przybliżać się do tych, którym chcemy dopomóc; lecz jak potrzebnym jest abyśmy nauczyli się od naszego Pana, jak w takich okazjach przybliżać się z odpowiednim współczuciem okazanym słowami i czynem, aby pozyskać serca tych, którym chcemy dopomóc i służyć. Miłość jest sekretem łagodności, sympatii i wszystkich prawdziwych, serdecznych wysiłków. Aby być bardziej użytecznymi w życiu, wierni Pańscy potrzebują rozwijać w sobie coraz więcej tego ducha miłości – na podobieństwo miłego Syna Bożego.

Nie było to zwodniczym udawaniem ze strony Pana, że zapytał ich o przyczynę smutku, chociaż wiedział o wszystkim lepiej od nich. Niekiedy mądrzejszą rzeczą jest nie mówić wszystkiego, co się wie, jeżeli więcej można by drugiemu pomóc przez zapytanie. W tym wypadku możemy widzieć mądrość naszego Pana; bowiem przez Jego pytanie umysły ich oderwane zostały od pewnych punktów ich dyskusji i nastawione zostały do ogólnego przeglądu przeszłych wydarzeń i okoliczności. W ten sposób oni zostali najlepiej przygotowani do Pańskich wyjaśnień o powodach i znaczeniu tych, tak kłopotliwych dla nich spraw.

Jezus nie odpowiedział na ich zapytanie, że On może był nowo przybyłym do miasta, jeżeli nie słyszał o tych różnych dziwnych rzeczach, jakie się tam ostatnio stały. Dozwolił raczej na ich dalsze wyrażenie wiary w Niego i jaki był ich pogląd na całą tę sprawę. Część tej rozmowy, jaka została zapisana dowodzi, że bez względu jak zachwiane zostało ich zaufanie do Pana, jako Mesjasza, tego, który miał odkupić Izraela spod rzymskiego jarzma, aby uczynić go Boskim przewodem błogosławienia wszystkich rodzajów ziemi, oni wciąż jeszcze wierzyli w Niego, jako w Wielkiego Nauczyciela i Proroka – mocnego „w uczynku i w mowie przed Bogiem i wszystkim ludem”. Było to dobrym wyznaniem, dostatecznym, aby Pan mógł go użyć do odbudowania ich zaufania w Nim – na lepszym i pewniejszym fundamencie.

Chociaż stosownym było, aby Pan rozpoczął tę rozmowę zapytaniami to jednak nie byłoby rzeczą mądrą gdyby ją w taki sposób przedłużał; bowiem On miał odpowiednie dla nich poselstwo, a oni byli w potrzebie instrukcji. My, jako Jego naśladowcy, możemy uczyć się dobrej lekcji także i z tego postępowania. Skoro tylko umysły ich były odpowiednio nastawione, On zaczął udzielać im lekcji – zaczął otwierać im Pisma o Nim mówiące, tłumacząc ich prawdziwe znaczenie i wypełnienie. W tej ilustracji pokazanej nam przez samego Wielkiego Nauczyciela, możemy zauważyć najwłaściwszy sposób nauczania. Tak jak On udał się do Pism, aby z nich udowodnić Boskie przejrzenie i przepowiednie o rzeczach wypełniających się w ich oczach, podobnie my, nauczając drugich, nie mamy wygłaszać im tylko własnych poglądów, opinii i przypuszczeń, ale mamy badać się Pism i z nich wywieść podstawę do wszelkich mów i nadziei, które są w nas; aby nadzieje tych, których uczymy, jak i nasze, były utwierdzone nie na teoriach, ale na natchnionym Słowie Bożym.

Wyżsi krytycy, ewolucjoniści i inni nigdy nie naśladują metody Pańskiej tu pokazanej. Przeciwnie, oni zaprzeczają jakiegokolwiek natchnienia Mojżeszowi lub prorokom, ignorują ich i ponad ich Pisma stawiają swoje własny teorie i domysły. Zaniechajmy takich nauczycieli, jako ślepych i próbujących zwodzić trzodę Pańską; a ponadto czuwajmy abyśmy w naszych sposobnościach nauczania drugich, nie naśladowali wzoru tych błędnych nauczycieli, ale raczej naszego Pana i Odkupiciela. „Do zakonu raczej i do świadectwa; ale jeźli nie chcą, niechże mówią według słowa tego, w którem niemasz żadnej zorzy” (Iz. 8:20). A którzy idą za nauczycielami niemającymi „światła”, na pewno wprowadzeni będą w coraz większą ciemność.

Nie mamy powiedziane, jakie części z Zakonu i z proroków Jezus cytował uczniom przy tej okazji; lecz możemy wnosić, że wskazał im te różne części z przepisów zakonnych, które były figurą na Niego, jak na przykład: wskazał na baranka, który musiał być zabity, zanim pierworodni jak i wszyscy Izraelici mogli być uwolnieni z niewoli egipskiej, a co było obrazem na ogólne uwolnienie ludzkości z niewoli grzechu i śmierci. Możemy wnosić, że przypomniał im jak to Abraham miał ofiarować syna swego Izaaka, figuralne nasienie obietnicy i jak to przedstawiało istotną śmierć Mesjasza, Syna Bożego, ono pozafiguralne nasienie.

Możemy też przypuszczać, że skierował ich uwagę na różne Psalmy, które proroczo określały nie tylko Jego chwałę i królowanie, ale także Jego cierpienia i śmierć, oraz późniejsze Jego wywyższenie aż do prawicy Boskiego Majestatu. Na pewno zwrócił ich uwagę także na orzeczenie proroka Daniela, że Mesjasz miał być zabity, ale nie za własne winy. Zapewne przypomniał im też słowa proroka Izajasza, że Mesjasz miał być wiedziony, jako baranek na zabicie, że miał być wzgardzony i odrzucony od ludzi, lecz mimo to w słusznym czasie, Bóg uczyni Go Królem na świętej górze Swojej. Zachwyceni tymi zadziwiającymi objaśnieniami z Boskiego Słowa, słuchacze Jego z pewnością połykali te wszystkie słowa, rozumiejąc jak prawdziwe i harmonijne były te wszystkie świadectwa Pisma Świętego. Nie pomyśleli ani przez chwilę, aby zapytać tego nieznajomego, czy ma on jakieś wyświęcenie lub upoważnienie na kaznodzieję od Kapłanów i Faryzeuszów. Zauważyli, że miał On Boskie upoważnienie, co było udowodnione Jego zdolnością wyświetlenia im tego, czego żaden inny nauczyciel nie był w stanie uczynić.

Owe osiem mil drogi zdawały im się za krótkie i gdy doszli do Emaus, wcale nie mieli chęci rozstać się z tym tak zadziwiającym nauczycielem, o którym myśleli, jako o przypadkowym współpodróżnym, nie zdając sobie sprawy z tego jak dalece opatrzność kierowała ich sprawami. Miało się już ku wieczorowi i nieznajomy chciał pożegnać się z nimi, jakby miał iść dalej i na pewno poszedłby, gdyby oni nie dosyć ocenili to, co już od Niego usłyszeli i nie nalegali, aby pozostał z nimi, jako ich gość.

Podobnie sprawa się ma z nami wszystkimi, którzyśmy przybliżyli się do Pana i byliśmy od Niego uczeni. O ile serca nasze nie rozpalą się miłością, gorliwością i oceną, błogosławieństwo to minie nas i nie dostąpimy szczytu radości z zupełnego rozpoznania naszego niebiańskiego Nauczyciela. Chociaż Pan przybliżył się do nas ze Swoją łaską i prawdą, bez narzucania się nam, to jednak On minie nas, o ile poselstwo Jego nie zostanie odpowiednio ocenione i nie zaofiarujemy Mu naszej gościnności i doczesnych rzeczy, aby tym sposobem, chociaż po części odwdzięczyć się za udzielone nam łaski duchowe.

Pan Jezus przyjął to szczere zaproszenie owych uczni i pozostał. Wieczerza była podana i uznając, że ich nowy towarzysz jest nauczycielem, poprosili Go, aby odmówił modlitwę przed jedzeniem. I w czasie, kiedy On prosił o błogosławieństwo na ten pokarm i dla nich, oczy ich wyrozumienia zostały otworzone – domyślili się, że tym gościem nie był nikt inny jak sam Jezus. Być może, iż słowa, jakich Pan użył w czasie tej modlitwy, były podobne do tych, jakimi On zwykle się modlił przy takich okazjach, albo też w jakiś inny sposób wyrozumienie ich zostało otworzone.

Dokonawszy celu zamierzonego, Pan znikł z ich oczu. Tym sposobem, oprócz innych instrukcji wyrytych na ich umysłach, pokazał im, że nie był już więcej człowiekiem Chrystusem Jezusem, ale że był zmienionym – zmartwychwstałym Jezusem, istotą duchową, że mógł przychodzić i odchodzić na podobieństwo wiatru, jak to tłumaczył kiedyś Nikodemowi (Jana 3:8) ukazując się i znikając, czego On nigdy nie czynił poprzednio, lecz co często czynili Aniołowie. Co więcej, oni zrozumieli z tej ilustracji, że Pan mógł ukazać się w jakimkolwiek ciele i ubraniu, które najlepiej odpowiadałoby Jego celowi. Oni nie rozpoznali Go po znakach na Jego rękach i nogach, ani po wierzchniej szacie, bo nie ukazał się w takiej postaci, ani w tej samej szacie, ale pokazał się im w innej formie, jako zwykły podróżny, którego twarzy nie znali. Gdyby na Jego rękach i nogach były znaki od gwoździ, to z pewnością zauważyliby je podczas podróży; tak samo zauważyłaby je Maria, gdy objęła Pana za nogi. Oni teraz zrozumieli całą tę sprawę; zrozumieli, dlaczego ten nieznajomy mógł przedstawić im Słowo Boże tak zrozumiale, silnie i pięknie, że serca ich zapałały świeżą miłością, gorliwością i nadzieją – zrozumieli i zostali bardzo uradowani.

Przystańmy tu, aby zauważyć warunki, jakie spowodowały im to błogosławieństwo, abyśmy i my mogli dostosować się do tych warunków wiedząc, że Pan nasz działa zwykle według pewnych ustalonych zasad i że gdy chcemy dostąpić Jego szczególniejszej łaski i instrukcji, aby serca nasze pałały duchem Jego prawdy, to musimy spodziewać się tychże na tych samych warunkach jak doznali ich ci dwaj uczniowie podróżujący do Emaus. Możemy zauważyć najpierw, że była w tym ilustracja Pańskiej obietnicy, iż gdziekolwiek będzie dwóch albo trzech zgromadzonych w Jego imieniu – zastanawiających się nad Nim, nad Jego Słowem, Jego obietnicami i błogosławieństwami – tam On i Jego błogosławieństwo będzie z nimi. To może być gdzieś na drodze, w gronie domowym, albo też na zwykłych zebraniach ludu Bożego w celu nabożeństwa, modlitwy i badania prawdy. Jak żywo uprzytomnia nam to owe napomnienie Apostoła: „Nie opuszczając społecznego zgromadzenia naszego, jako niektórzy obyczaj mają, ale napominając jedni drugich, a to tem więcej, czem więcej widzicie, iż się on dzień przybliża” (Żyd. 10:25). Któż nie zauważył błogosławieństwa, jakie spływa na tych, którzy pamiętają te różne obietnice Słowa Bożego i według nich postępują? Kto nie zauważył, tak z doświadczeń własnych, jak i z drugich, jak niebezpiecznym jest zaniedbywać te napomnienia i popadać w zwątpienie, w obawy, w obojętność, w oziębłość i w światowość? Jeżeli zawsze to było prawdą to tym bardziej prawdą jest teraz, że potrzebne nam są te społeczne zgromadzenia i takim, którzy ich szukają Pan się objawia.

Zauważmy jeszcze słowa Proroka: „Tedy rozmawiali o tem ci, którzy się boją Pana, każdy z bliźnim swoim. I obaczył Pan, a usłyszał, i napisano księgę pamiątki przed obliczem jego dla bojących się Pana i myślących o imieniu jego”. Zauważmy, że o takich jest powiedziane: „Cić mi będą, mówi Pan zastępów, w dzień, który Ja uczynię, własnością [klejnotami]” (Mal. 3:16-18). Nie mówimy, że inni nie będą Pańskimi, ani Pan też tego nie mówi; lecz możemy być pewni, że tacy, którzy mają możliwość uczęszczać na zebrania i rozmawiać wspólnie o sprawach Pańskich, a zaniedbują tych sposobności, zdradzają brak zainteresowania w owym wielkim zbawieniu i narażają się na utratę reszty swego zainteresowania i zupełnego wyjścia z pod Pańskich instrukcji. A jeżeli zaniedbają się aż do takiego stopnia to z pewnością, że pomiędzy Pańskimi klejnotami się nie znajdą. Jeżeli ktoś odczuwa mało zainteresowania w rzeczach niebieskich i mało kiedy rozmawia o Boskim planie i Jego obietnicach, a przyjemność znajduje tylko w rozmowach o rzeczach światowych itp., to jest bardzo niekorzystny znak. Zdaje się, że do takich Pan nie przystąpi i nie otworzy im umysłów ku wyrozumieniu Pism, jak czyni to tym, którzy łakną i pragną prawdy.

Niektórzy znajdują się w takich warunkach, że nie mogą zaspokoić swych serdecznych pragnień zgromadzania się z drugimi będącymi w tej samej kosztownej wierze, aby wspólnie rozmawiać o Boskim Słowie, lecz tacy odosobnieni nie potrzebują czuć się zawiedzonymi, że Pan powiedział, iż gdzie dwóch albo trzech jest razem tam On będzie z nimi, a nie obiecał tego tym, co są sami. Powinni raczej rozejrzeć się w około siebie, czy nie byłoby czasem, jakiegoś zarządzenia Pańskiego gdzie przynajmniej we dwóch mogliby zejść się od czasu do czasu, aby porozmawiać o Słowie Bożym.

Podajemy myśl, że w obecnych czasach Pan uczynił specjalne zarządzenie dla Swego ludu pod tym względem; bowiem wszyscy, gdziekolwiek się znajdują, mogą mieć taką duchową społeczność przynajmniej raz na miesiąc, przez regularne miesięczne wizyty niniejszego pisma – a ci, których nie stać na opłatę prenumeraty, mają w tym taką samą możliwość jak płatni abonenci (jak to można zauważyć na drugiej stronicy każdego wydania). Wierzymy, że jest to Pańskim zaopatrzeniem dla duchowego dobra Jego maluczkich; zachęcamy, więc aby wszyscy korzystali tak z tej i z wszelkich innych możliwości współuczestniczenia z drugimi w duchowych rzeczach. Poselstwo pisane nie różni się od wypowiadanego słowami.

Bracia redagujący i wydający niniejsze pismo mają przyjemność przez łamy tegoż, odwiedzać wiernych Pańskich, którzykolwiek życzą sobie tej społeczności i duchowej usługi; a czytanie artykułów biblijnych zawartych w Straży, nie różni się wcale od słuchania podobnych kazań z ust takiego któryby was odwiedził osobiście. Nie rościmy pretensji do nieomylności tego, co podawane jest na łamach Straży; ale też nie podajemy tu li tylko swoich opinii i domysłów, tak jak to czynili i czynią nauczeni w Piśmie i Faryzeusze; lecz za przykładem Onego Wielkiego Nauczyciela, staramy się przedstawiać zainteresowanym nauki Mojżesza i proroków, a także świadectwa Jezusa i Apostołów, wykazując piękną harmonię wszystkich Pism.

Skoro tylko bracia w Emaus rozpoznali swego gościa, a On znikł, zrozumieli znaczenie onej duchowej radości i pałającej gorliwości, jakie Jego objaśnienia Pism wlały do ich serc. Otrzymali też naoczne poświadczenie tego, co w tym samym dniu rano Anioł powiedział pewnym siostrom, że Jezus powstał od umarłych. Nowina ta była za dobra, aby ją zatrzymać w sekrecie, choćby tylko do następnego dnia. Natychmiast, więc udali się w powrotną drogę do miasta, pomimo że było oddalone, co najmniej osiem mil. Możemy sobie wyobrazić jak odmienne były ich uczucia teraz, od tych, z jakimi opuszczali braci w Jerozolimie! Tam ich serca były zasmucone a umysły przepełnione różnymi pytaniami, na które nie mogli sobie odpowiedzieć – teraz przepełnieni byli radością, bo zrozumieli, że ukrzyżowanie ich Pana, nie tylko nie przerwało ani zakończyło ich nadziei, ale było najsilniejszą ich podstawą, jak to On Sam im z Pism wykazał i udowodnił, że „Azaż nie musiał Chrystus tego cierpieć i wnijść do chwały swojej” – że gdyby On nie cierpiał i nie umarł, to rodzaj ludzki nie byłby wykupiony z rąk Boskiej Sprawiedliwości, przekleństwo śmierci ciążyłoby na wszystkich i jakiekolwiek trwałe błogosławieństwo byłoby niemożliwe. Lecz teraz Okup został złożony i otworzoną została droga do pojednania, najpierw dla Królewskiego Kapłaństwa, dla współdziedziców z Jezusem, jako duchowe nasienie Abrahamowe, a następnie, w słusznym u Boga czasie, nastaną czasy restytucji, czyli „naprawienia wszystkich rzeczy, co był przepowiedział Bóg przez usta wszystkich świętych swoich proroków od wieków”, dla wszystkich rodzajów ziemi (Dz. Ap. 3:21).

Z pewnością, że takimi lub podobnymi myślami umysły ich były przepełnione, gdy wróciwszy do Jerozolimy, udali się do górnego pokoju i znaleźli tam „zgromadzonych onych jedenaście, i tych, którzy z nimi byli” (z wyjątkiem Tomasza – orzeczenie „jedenastu” było tu użyte w znaczeniu ogólnym, w zastosowaniu do pozostałych Apostołów, a nie do dokładnej liczby i kilku innych zebranych w tym samym pokoju. Tam doznali tym większej radości z tej informacji, że Jezus ukazał się Piotrowi; a oni też opowiedzieli o tym wszystkim, co widzieli i słyszeli i jak poznali Pana przy łamaniu chleba i przy Jego modlitwie o Boskie błogosławieństwo na te dary.

Z pewnością, że to przyczyniło się z czasem do tego zwyczaju wspólnego zgromadzania się uczni na łamanie chleba, w każdym pierwszym dniu tygodnia, przy których to okazjach oni wyobrażali sobie i przypominali Pańską obecność z nimi, Jego błogosławienie chleba i otworzenie ich oczu wyrozumienia. W taki to sposób, w każdym pierwszym dniu tygodnia, oni przypominali sobie jak to Pan otworzył im Pisma i starali się trzymać swe oczy wyrozumienia otwarte, a także wzrastać w łasce, znajomości i w miłości.

W.T. R-2800 -1901 r.
Straż 04/1952 str. 56-59

Do góry