R-2802

„JAKOBY WIDZIAŁ NIEWIDZIALNEGO” (Żyd. 11:27)

Lekcja z Ewangelii według Św. Jana 20:19-29.

Złoty tekst: – "Błogosławieni, którzy nie widzieli a uwierzyli" – Jana 20:29.

Gdy wieść o zmartwychwstaniu Pana rozeszła się pomiędzy Jego uczniami, to naturalne, że oni zgromadzili się razem, aby upatrywać nowych dowodów w tym względzie. Wtedy powstała obawa, że złość kapłanów itd., którzy widocznie odczuwali zadowolenie z ukrzyżowania Jezusa, obróci się teraz przeciwko Jego uczniom; a myśl ta niezawodnie została spotęgowana gdy przypomnieli sobie, że Pan, gdy mówił o Swych własnych cierpieniach i doświadczeniach, przestrzegł uczni, że będą wtrąceni do więzienia i prześladowani dla Jego imienia. Nie dziw więc, że gdy zgromadzili się w górnym pokoju w tę pierwszą niedzielę wieczorem, drzwi mieli zamknięte z obawy przed Żydami i możemy śmiało wnosić, że z tej przyczyny drzwi były w jakiś sposób zaryglowane i zabarykadowane.

Zaledwie tych dwóch, którzy wrócili z Emaus, skończyło swoją opowieść o tym jak to Jezus ukazał się im w drodze do Emaus, gdy nagle wszyscy zostali przerażeni na widok jakiegoś obcego mężczyzny stojącego w pośród nich. Był to Jezus i to było Jego trzecie ukazanie się w tym dniu Jego zmartwychwstania (uważając wspomnienie u Mat. 28:9 i Jana 20:14 za to samo, oraz wspomnienie u Łuk. 24:15 i Łuk. 24:34 za to samo). Jezus wszedł pomiędzy nich nie przez otworzenie Sobie drzwi, jak niektórzy wnoszą, ale tak jak wyraźnie jest zapisane: "gdy były drzwi zamknięte” (Jana 20:19). Bezpieczeństwo, jakie uczniowie odczuwali z tego, że drzwi mieli zamknięte, spowodowało w nich tym większe przerażenie gdy zauważyli obcego pomiędzy sobą, lecz Jezus prędko uspokoił ich obawę, gdy rzekł: "Pokój wam” (Jana 20:19), po czym pokazał im Swoje ręce i bok, aby zobaczywszy znaki od gwoździ i od włóczni, mogli utożsamić Go z Onym ukrzyżowanym. Ten dowód, w dodatku do tego co już przedtem słyszeli, przekonał i uradował wszystkich obecnych. Poprzednie ukazania się Pana były z pewnością zamierzone, aby przysposobić uczni do tej ogólnej manifestacji. W ten sposób On rozbudzał i rozwijał, wybraną przez siebie metodą, wiarę nie tylko w tych, którym się ukazał, ale przez nich także w całej gromadzie Swych uczni.

Niewiasty zdają się rozwijać w sobie wiarę prędzej aniżeli mężczyźni; toteż Pan ukazał się najpierw Marii i przez nią przygotował serca innych. Z reguły dla męskiego umysłu potrzeba więcej czasu zanim dojdzie do stanu utwierdzonej wiary; męski umysł domaga się więcej świadectw, więcej dowodów i Pan nie był niechętnym dostarczyć takowych. Gdyby jednak to Jego ukazanie się w górnym pokoju było pierwszą manifestacją i informacją względem Pańskiego zmartwychwstania, to z pewnością nie wytworzyłoby tak wielkiej wiary i radości jak wytworzyło, będąc trzecią. Potrzeba było całego dnia, aby ich zdumienie i rozmowy podnieciły ich do najwyższego stopnia, a gdy Pan ukazał im Swe ręce i bok, ten kulminacyjny dowód był dla nich przekonującym.

Gdy uczniowie uwierzyli, Jezus powtórnie rzekł: "Pokój wam” (Jana 20:21), lecz teraz, jako dla wierzących, słowa te miały dla nich nowe znaczenie; oni prawdziwie zaczęli odczuwać pokój w swych zatrwożonych sercach – pokój, którego przez pewien czas nie mieli. Zrozumiawszy, że Mistrz ich był znowu żywym, oni mogli odczuwać pokój, bo nauczyli się ufać w Nim i w Jego miłości, więc instynktownie odczuwali, że wszystkie rzeczy wyjdą na dobro tym, którzy są pod Jego opieką, chociaż może jeszcze nie wiedzieli jak. I tak rzecz ma się dotąd. Tylko tacy, którzy uznają w Jezusie swego Odkupiciela i Pana, który umarł za nich i zmartwychwstał, i którzy oddają samych siebie Jemu, aby być Jego uczniami – tylko tacy mogą otrzymać Jego pokój – "pokój Boży, który przechodzi wszelkie wyrozumienie” (Filip. 4:7), rządzący w ich sercach. Toteż jak wówczas tak i teraz, a nawet obficiej teraz, pod kierownictwem Ducha Świętego, wierni Pańscy mogą rozumieć, że nie są sami swoi, i że pod Boskim nadzorem wszystkie rzeczy dopomagają do ich najwyższego dobra.

"Pokój Mój daję wam” (Jana 14:27) powiedział Jezus tej nocy, której był wydany, po Swej ostatniej wieczerzy, a słowami "Pokój wam” pozdrowił uczniów, gdy po raz pierwszy spotkał się z nimi po Swoim zmartwychwstaniu. On jest prawdziwym "Księciem pokoju”, a łaska pokoju, jaką On daje Swym wiernym uczniom, jest błogosławieństwem ponad wszelką miarę, jakiego świat nie może dać ani wziąć. Jednakowoż pokój ten opiera się na pewnych warunkach serca: najpierw na wierze i ufności w Bogu, następnie na naszym posłuszeństwie i staraniach, aby czynić to, co jest przyjemne w oczach Jego. Do takich i tylko takich przychodzi ten pokój niebieski, a w proporcji jak wiara zanika lub wykazuje brak posłuszeństwa, pokój ten ulatnia się. Dlatego ktokolwiek mniema o sobie, że jest dzieckiem Bożym, ufa Jezusowi, poświęcił się na służbę Bogu i stara się postępować śladami Pana, powinien spodziewać się, że Pański pokój będzie panował w jego sercu i da mu odpocznienie, bez względu na to w jakich warunkach życia będzie się znajdować; a jeżeli ktoś z tej klasy nie ma tego pokoju to niech dopatrzy się i naprawi istniejące trudności; albowiem tam jest brak wiary albo posłuszeństwa, które gdy będą ożywione, gołąb pokoju niezawodnie powróci. Inną lekcją w tym może być i to, że bez względu jak wiele sporów i walk Jego poselstwo, czyli prawda rozbudzała pomiędzy ludźmi, Sam Pan zawsze był spokojnym i pokój czyniącym pomiędzy drugimi i takimi powinni być wszyscy Jego uczniowie. "Błogosławieni pokój czyniący; albowiem oni synami Bożymi nazwani będą” (Mat. 5:9). Jakikolwiek spór może powstać w styczności z ludem Pana, takowy nie ma być przez nich spowodowany lub rozwinięty; a nawet, gdy ogłaszają prawdę, co z konieczności powoduje spór, polecone mają, aby mówili prawdę w miłości, w cichości, w łagodności i w cierpliwości, a nie w walce i spieraniu się.

Następnie Pan rzekł do uczniów: "Jako Mię posłał Ojciec tak i Ja was posyłam” (Jana 20:21), przy tym tchnął na nich i dodał: "Weźmijcie Ducha Świętego” (Jana 20:22). Ojcowskie zlecenie dla Chrystusa, dla Królewskiego Kapłaństwa, było całe powierzone Głowie, czyli głównemu Kapłanowi; nasze stanowisko z Ojcem jest jedynie przez Niego i oprócz Jego zlecenia, co do naszej służby, innego nie mamy. Słowa naszego Pana wyrażają myśl, że jako Jego uczniowie mamy być zajęci tą samą pracą, którą był On zajęty. On nie dokończył tej pracy kompletnie, a tylko dokończył jedną jej części, tą część, którą miał dokonać w ciele, to jest odkupienie. Inna wielka część Jego dzieła ma być dokonana przy wtórym Jego przyjściu w mocy i chwale, a tą częścią będzie błogosławienie wszystkich rodzajów ziemi znajomością Bożej łaski i sposobnością powrotu do społeczności z Ojcem i do wiecznego żywota. Dane Mu zlecenie obejmuje w sobie całe to dzieło, jak to było wyrażone w obietnicy danej Abrahamowi – "W nasieniu twoim błogosławione będą wszystkie rodzaje ziemi” (1 Moj. 22:18), a Pan wyjaśnił uczniom idącym do Emaus, że musiał Chrystus cierpieć za grzechy świata, zanim mógłby wejść do chwały, a ostatecznie rozpocząć dzieło błogosławienia, ponieważ władzy, czyli autorytetu do błogosławienia ludzkości nie mógł otrzymać prędzej, aż wpierw wykupił ją z pod wyroku śmierci.

Zlecenie to nasz Pan z kolei przekazał Swoim naśladowcom. Jesteśmy posłani z tą samą misją, a dlatego powiedziane jest, że w tym życiu mamy cierpieć z Nim – aby "dopełnić ostatek ucisków Chrystusowych” (Kol. 1:24) – a następnie uczestniczyć z Nim w chwale i w błogosławieniu wszystkich rodzajów ziemi. Co za chwalebne zlecenie! Jak wielkim jest ten przywilej być wezwanym, aby kroczyć Jego śladami – prób i cierpień teraz, a chwały, czci i nieśmiertelności w przyszłości! Ktokolwiek ocenia ten przywilej, okaże swoją ocenę nie tylko słowami, ale uczynkami i prawdą, przez odsunięcie ciężaru i snadnie usidlającego grzechu i przez bieżenie z cierpliwością w zawodzie wystawionym nam w Ewangelii.

Owo tchnienie na nich było widocznie symboliczne, jak pokazane to jest w Jego słowach: "Weźmijcie Ducha Świętego” (Jana 20:22), przez co, gdy pięćdziesiąt dni później mieli otrzymać pomazanie i przyjęcie za synów, oni mogli poznać, że Duch Święty, chociaż był z Ojca, był jednak i przez Syna. I tak też Apostołowie to zrozumieli, jak to Św. Piotr później wyjaśnił – Dz. Ap. 2:33.

"KTÓRYMKOLWIEK GRZECHY ODPUŚCICIE, SĄ IM ODPUSZCZONE” (Jana 20:23)

Nie mamy rozumieć, że czy to Ojciec czy Syn dali Apostołom lub innym osobom moc odpuszczania grzechów. Widzimy zaiste, że grzechy nie mogą być odpuszczone jakąkolwiek mocą, ale tylko przez zaspokojenie sprawiedliwości, i że dla tego potrzebnym było, aby Jezus umarł za nasze grzechy i aby zmartwychwstał dla naszego usprawiedliwienia, zanim grzechy mogły być odpuszczone w jakimkolwiek znaczeniu tego słowa. To, co co najwyżej może być zrozumiane ze słów Pańskich to to, że On tak pokieruje słowami i pismami Apostołów, iż we wszystkich wypadkach oni wyłożą sprawę grzechów i ich przebaczenia tak, że to będzie w zupełnej zgodzie z Boskim zarządzeniem, że w ten sposób oni będą dla ludzi Boskimi narzędziami mówczymi, wyjaśniającymi rodzaj grzechu i warunki, na jakich może być on odpuszczony. Taki pogląd, jak wiemy, jest w zupełności poparty różnymi faktami w tej sprawie. Apostołowie określili grzech i warunki przebaczenia, usprawiedliwienia, pojednania itd., w sposób zupełnie zadowalający, w taki sposób, jaki nasz Pan Sam nigdy tych rzeczy nie wyjaśnił; ponieważ pozostawił Apostołom tę pracę do dokonania w Jego imieniu i pod kierownictwem Ducha Świętego.

Zlecenie to jest bardzo źle zrozumiane i źle stosowane przez Katolików, którzy papieżowi, biskupom i całemu niższemu duchowieństwa przypisują prawo, władzę i autorytet do odpuszczania grzechów – do decydowania, jakie kary mają być nałożone i do udzielania odpustów od tychże kar, na pewnych warunkach przez nich ustanowionych. Na utwierdzenie tej pretensji i jako dodatek do niej, papiestwo ustanowiło tak zw. "ofiarę mszy”, przez którą twierdzi, że wszyscy kapłani katoliccy mogą w taki sposób ofiarować mąkę, wino i wodę, że zrobią z tego rzeczywiste ciało i krew Chrystusa, które następnie, będąc łamane, ma rzekomo ponownie być ofiarowane jako podstawa do ich autorytetu odpuszczania grzechów.

My zaś twierdzimy, że całe Królewskie Kapłaństwo (pod Chrystusem, Głównym Kapłanem i pod wskazówkami danymi przez wybranych Apostołów) ma zupełną władzę ogłaszać światu warunki, na mocy których grzechy mogą być przykryte, zgładzone, przebaczone – a więc warunki, bez których nie ma rozgrzeszenia. To prawo nie przychodzi przez jakąś władzę lub autorytet dzierżony obecnie przez kapłaństwo, ale w rezultacie informacji, jakie cały Kościół otrzymał od Ducha Świętego, przez natchnione nauki Apostołów. Przez te środki otrzymaliśmy "zmysł Chrystusowy” (1 Kor. 3:16) i dobrze znamy warunki, na jakich On jest gotów przyjąć grzeszników; a warunkami tymi są pokuta, wiara w Niego i poświęcenie się na Jego służbę. Całe Królewskie Kapłaństwo zostało uprzywilejowane do ogłaszania tego dobrego poselstwa każdemu, kto ma uszy chętne do słuchania; jesteśmy jednak poinformowani przez Pana żeby nie spodziewać się wielu takich w obecnym czasie, a raczej, że czas ten jest przeznaczony na wybranie tylko niektórych specjalnie błogosławionych od Pana, którzy są w stanie zrozumieć i ocenić łaskę Bożą wiarą.

"NIE BĄDŹ NIEWIERNYM ALE WIERNYM” (Jana 20:27)

Jeden z "onych jedenastu”, Tomasz, nie był razem z pozostałymi tego wspomnianego wieczoru. To wskazywałoby, że on nie wierzył opowieściom sióstr, co do onego poselstwa Aniołów, oraz że Pan ukazał się Marii. Tomasz widocznie myślał, że one podlegały pewnemu złudzeniu, na które on nie powinien zważać; więc też nie zszedł się wraz z pozostałymi uczniami, aby rozmawiać o ich nowo rozbudzonych nadziejach. Myślał sobie może: Niech oni pocieszają się tymi znikomymi nadziejami, jeśli chcą, lecz co do mnie, to ja nie mogę podzielać ich nadziei. Widząc ukrzyżowanie Pana i przebity Jego bok, Tomasz nie mógł wierzyć inaczej jak tylko, że Pan był dotąd umarłym. Nawet, gdy Apostołowie spotkali się z nim następnego dnia i powiedzieli mu, że Pan był pomiędzy nimi i ukazał im Swoje ręce i bok, Tomasz wciąż jeszcze nie chciał uwierzyć i oświadczył, że nawet nie ufałby swoim oczom, które mogłyby ulegać złudzeniu. Dlatego on musiałby najpierw mieć sposobność dotknięcia się znaków gwoździ i włożenia swej ręki w przebity bok Pana. Gdyby otrzymał taki dowód, uwierzyłby, lecz nie prędzej.

Naśladowcy Pana tak teraz, jak i wówczas różnią się pomiędzy sobą znacznie. Niektórym łatwiej jest wierzyć aniżeli innym. Było właściwym, że Tomasz był ostrożnym, aby w tej sprawie nie być zwiedzionym, lecz złem było to, że był tak małowiernym i tak uparcie nie dowierzał, choć miał świadectwa od tak wielu braci, w których uczciwość nie mógł wątpić. Jednak Pan, który jest wielce cierpliwym wobec nas wszystkich, okazał podobną cierpliwość i wobec Tomasza, i udzielił mu takiego właśnie dowodu, jaki, według jego słów, byłby zadowalający.

Cały tydzień przeszedł a Pan nie ukazał się żadnemu z Apostołów; jednak następnego pierwszego dnia w tygodniu (w niedzielę, "ósmego dnia”, według żydowskiego sposobu liczenia, włączając obie niedziele) naśladowcy Pana zebrali się znowu, w nadziei dalszych raportów, dowodów itd., względem Jego zmartwychwstania i wtedy to Jezus znowu im się ukazał. Możemy sobie wyobrażać, że zanim to nastąpiło oni byli przepełnieni zainteresowaniem i hamowanym naprężeniem, zmieszanym z rozczarowaniem i obawą, że może już więcej Go nie zobaczą. Wszystko to było częścią potrzebnej im lekcji, albowiem w międzyczasie oni z pewnością wywnioskowali, że wielka zmiana nastąpiła w ich Panu, że On nie był już więcej człowiekiem jak poprzednio, ale że był istotą duchową z władzą ukazywania się i znikania, jak mogli to czynić Aniołowie – przychodząc i odchodząc niewidzialnie, "jako wiatr”. Tomasz w tym czasie, chociaż wciąż jeszcze nie dowierzał, zainteresował się o tyle, że był obecnym, gotowym przyjąć jakiekolwiek dowody lub świadectwa, które by mogły być dostarczone i które mogłyby go przekonać, że jego drogi Pan był żywym. Jak poprzednim razem, Jezus znowu stanął w pośrodku nich, gdy drzwi były zamknięte i znowu przemówił słowami "Pokój Wam” (Jana 20:26). Jak pięknym i miłym byłoby gdyby wierni Pańscy, gdziekolwiek schodzą się razem aby spotkać się z Panem w duchu, pozdrawiali jedni drugich tym płynącym z serca pozdrowieniem – "Pokój wam!” Wymawiane we właściwym duchu pozdrowienie to znaczyłoby, że serca ich znajdują się w stanie pokoju, że jedni dla drugich pragną dobra i pokoju, a nie zwady lub walki. Ten cichy i spokojny duch wywierałby swój uspokajający wpływ także i na takich obecnych na tym zebraniu, którzy posiadają mniej Ducha Bożego. Duch pokoju udziela się od jednego do drugiego pomiędzy ludem Pana, tak samo jak duch złości, będąc zaraźliwym, udziela się od jednych do drugich. "Pokój Mój daje wam” (Jana 14:27), powiedział nasz Pan, dlatego kto nie ma tego ducha w swym sercu, temu brak ważnego dowodu uczniostwa. Apostoł klasyfikuje swarliwych z tymi, którzy są nieposłuszni prawdzie (Rzym. 2:8); jednak należy mieć wzgląd na słabość ciała, tak w tym względzie, jak i w innych; a także "bojować” o prawdę (w duchu miłości), jak to mamy polecone (Judy 1:3). Jakiekolwiek mogą być wrodzone usposobienia, mieszkający w sercu duch Pański na pewno objawi się w pewnych "spokojnych owocach sprawiedliwości” – Żyd. 12:11.

Przy tym ukazaniu się Pan natychmiast zwrócił się do Tomasza, okazując przez to Swoją zupełną znajomość jego myśli i wątpliwości; zaprosił go, aby przystąpił i otrzymał ten dowód, jaki, jego zdaniem, był potrzebny. Przypuszczamy, że Tomasz uczynił to co poprzednio mówił, chociaż w opisie nie jest to zaznaczone; lecz wyrażone to jest w jego szybkim wyznaniu wiary słowami: "Panie mój i Boże mój” (Jana 20:28). Nie mamy przypuszczać, że tym wyrażeniem Tomasz chciał powiedzieć, iż w zmartwychwstałym Jezusie rozpoznał Ojca Niebieskiego, jak to niektórzy wnoszą: przeciwnie, należy pamiętać, że pomiędzy Żydami słowo "bóg” oznaczało "możnego”, i stosowane było niekiedy do Aniołów, niekiedy do wielkich i wpływowych ludzi, a także do Wszechmocnego, Jehowy. Boże, czyli "możny” było odpowiednim tytułem zastosowanym do naszego Pana Jezusa; lecz w żadnym razie nie powinno się tych słów Tomasza rozumieć za mądrzejsze lub w jakimkolwiek znaczeniu prawdziwsze aniżeli własne wyrażenie naszego Pana wypowiedziane kilka dni przedtem: "Jeszczem nie wstąpił do... Ojca Mego i Ojca waszego; do Boga Mego i Boga waszego” (Jana 20:17). Tak jak aniołowie byli określani słowem "elohim”, "możni”, bogowie, podobnie Jezus, umiłowany Syn Boży, był właściwie uznany przez uczni jako będący wysoko ponad ludzi, jako "możny”, bóg; Jezus zaś uznał Ojca za Boga tak Swego, jak i naszego. Z takim poglądem wszystko inne jest rozumnym, właściwym i harmonijnym; gdy zaś jakikolwiek inny pogląd w tym przedmiocie powoduje zamieszanie.

Nasz Pan nie zgromił Tomasza za jego uparte domaganie się niezaprzeczalnych dowodów zanim mógłby uwierzyć; lecz powiedział mu o daleko zacniejszym sposobie postępowania – że chociaż dobrze jest wierzyć na podstawie fizycznego wzroku i dotyku to jednak lepszą jest wiara wyższa od tej – wiara, która może widzieć rzeczy niewidzialne dla naturalnego oka, a więc rzeczy, które cielesnym dotykiem nie mogą być dotknięte. Pan chciał, aby Tomasz, a także byśmy my, dobrze to zrozumieli; abyśmy mogli wyrabiać w sobie ten duchowy zmysł wiary; nie, że On chce abyśmy byli łatwowiernymi i gotowymi uwierzyć bez żadnego dowodu lub świadectwa, lecz tak pełni prawdziwej wiary we wszechmoc Ojca i w Chrystusowe obietnice, żebyśmy mogli uwierzyć w pewne rzeczy ze świadectwa drugich –byśmy byli gotowi spodziewać się tych rzeczy.

Takimi były warunki przyjęcia rzeczy Pańskich przez cały Wiek Ewangelii. Nie widzieliśmy Jezusa inaczej, jak tylko oczami wyrozumienia, głosu Jego nie słyszeliśmy literalnie, lecz słyszeliśmy go uszami serca i taką jest ta bardziej błogosławiona wiara – oceniona przez Samego Pana więcej aniżeli ta, która nie zadowoli się niczym innym jak tylko namacalnymi dowodami. Przychodzi czas, w którym Bóg dostarczy całej ludzkości namacalnych dowodów co do różnych zarysów Jego Planu. Wiara będzie wtedy poparta widzeniem, lecz gdy czas ten nadejdzie, nagroda wiary teraz wystawiona, nie będzie wtedy już więcej otwarta. Inne nagrody będą dawane, nagrody posłuszeństwa; lecz te nie będą już tak wielkie jak nagroda wiary.

Teraz, gdy ciemność jeszcze panuje, zanim jeszcze wzejdzie Słońce Sprawiedliwości ze zdrowiem w swoich promieniach, aby rozproszyć zwątpienia, obawy i przeszkody, Pan przywiązuje szczególniejszą nagrodę do wiary i tylko tacy, którzy umieją i chcą postępować wiarą, mogą mieć i mają pewne nagrody, przywileje, sposobności i błogosławieństwa. O Małym Stadku wybieranym w Wieku Ewangelii jest napisane: "Wiarą chodzimy a nie widzeniem” (2 Kor. 5:7). Znosimy pewne trudności, jakobyśmy widzieli niewidzialnego, ubiegamy się o koronę i stolicę, które widzieć możemy tylko oczami wiary; posłuszni jesteśmy głosowi Tego, który mówi z nieba, którego głos jest teraz cichy i nieznaczny, możliwy do usłyszenia tylko przez tych, którzy mogą słyszeć, ocenić i zrozumieć wiarą. W słusznym czasie przyjdzie głos, który poruszy ziemią i sprawi, że cała ziemia napełnioną zostanie znajomością Pańską. Posłuszeństwo wtedy będzie wymagane i sprowadzi błogosławieństwo; lecz posłuszeństwo w czasie obecnym, posłuszeństwo aż do stopnia poświęcenia ziemskich korzyści, aby iść śladami Tego, który wystawił nam wzór, sprowadza większe błogosławieństwa, to jest takie, które tyczą się nie tylko życia obecnego, ale także przyszłego – błogosławieństwa chwały, czci i nieśmiertelności.

W.T. R-2802-1901 r.
Straż 05/1939 str. 72-75

Do góry