R-3518

Byłem ślepy, a teraz widzę

- Jan 9:1-11 – 19 marca 1905 -

„Jestem światłością świata” – Jan 9:5.

Cuda i przypowieści naszego Pana dotykają niemal każdego aspektu każdej kwestii, jeśli są właściwie rozumiane. To prawda, że własne objaśnienia naszego Pana dotyczące Jego przypowieści i podobieństw nie są rozszerzone czy pogłębione. Ich dogłębną analizę pozostawił On swoim uczniom pod przewodnictwem ducha świętego. Przyczyna podana jest w Jego własnych słowach: „Mam wam jeszcze wiele do powiedzenia, ale teraz nie możecie tego znieść” [Jan 16:12]. Powodem, dla którego mogli je lepiej udźwignąć, zrozumieć i docenić później, było to, że gdy dzieło ofiary naszego Pana zostało ukończone na Golgocie, a On wstąpił na wysokość, przedstawił zasługę swojej ofiary jako cenę pokuty za grzechy swego Kościoła, a to umożliwiło im przyjęcie ducha świętego, który nie był im wcześniej dany – przed Pięćdziesiątnicą nawet uczniowie nie cieszyli się nim jako duchem spłodzenia.

Jedna z tych częściowo tylko wyjaśnionych kwestii odnośnie posługi naszego Pana znajduje się w niniejszej lekcji. Człowiek od urodzenia niewidomy, przydrożny żebrak, zwrócił uwagę Pana i apostołów, a jego uzdrowienie i przygotowanie do tego posłużyły jako okazja do dalekosiężnej lekcji, z której tylko część apostołowie mogli sobie przyswoić w tamtym czasie. Myśleli, że wszelka choroba, ból i smutek na świecie są wynikiem grzechu. Rozumowali właściwie, bo Pismo Święte na to wskazywało, zapewniając ich, że jeśli będą kroczyli drogami Pana, będą mieć błogosławieństwo zdrowia i dobrobytu we wszystkich życiowych sprawach – własnych, swoich rodzin, stad i trzód. Słusznie zatem uważali, że różnorakie zło, jakiego doświadczają z każdej strony, było w pewnym stopniu wynikiem grzechu odziedziczonego przez kogoś indywidualnie lub przez jego przodków.

Ani on, ani jego rodzice

Człowiek ślepy od urodzenia zrodził w ich umyśle pytanie, czy to grzech doprowadził do ślepoty, a ponieważ byli ludźmi niewykształconymi i prostymi, nie powinno nas dziwić, że ich tok myślenia i zadane pytanie nie były zbyt logiczne: „Kto zgrzeszył, on czy jego rodzice, że się urodził ślepy?” [Jan 9:2]. Człowiek sam nie mógł przecież zgrzeszyć, zanim się urodził, zatem w sposób oczywisty wszelka odpowiedzialność spoczywała na nim poprzez dziedziczenie, gdyż Pan oświadczył, że nawiedza „nieprawość ojców na synach do trzeciego i czwartego pokolenia tych, którzy mnie nienawidzą” [2 Mojż. 20:5] – tych, którzy umyślnie naruszają Jego prawa. To prawda, że w tym czasie istniała pogańska idea wędrówki dusz, w myśl której cała ludzkość kiedyś żyła w innym stanie, ani lepszym, ani gorszym niż obecny. Ale było bardzo mało prawdopodobne, by apostołowie, „nieuczeni”, mieli jakąkolwiek szczególną wiedzę na temat teorii pogan, które były znane głównie wykształconym. A co do Pism Hebrajskich to żadne słowo w nich nie sprzyjało takiej myśli, wręcz przeciwnie.

Ta sama pogańska idea wciąż panuje na Dalekim Wschodzie, w Indiach itp. i została niejako ponownie wprowadzona w cywilizowanych krajach pod nazwą teozofii. Jest to jedno z głównych złudzeń usidlających ludzi znanych jako mormoni. Nauczanie biblijne głosi, że Bóg stworzył człowieka w Edenie i że wszystkie narody ziemi są potomkami tego pierwszego człowieka, Adama; że z powodu tego związku z Adamem jako ich ojcem, a następnie ich związku z jego grzechem i jego karą, śmiercią, wszyscy w Adamie umierają – cała jego rasa jest rasą umierającą. Wiara w okup ustala tę doktrynę najdokładniej, pokazując, że życie naszego Pana odkupiło życie ojca Adama, a tym samym jednocześnie odkupiło wszystkich, którzy stracili życie przez niego. „Skoro bowiem śmierć przyszła przez człowieka, przez człowieka przyszło też zmartwychwstanie umarłych. Jak bowiem w Adamie wszyscy umierają, tak też w Chrystusie wszyscy zostaną ożywieni” [1 Kor. 15:21-22]. „I z jednej krwi uczynił wszystkie narody ludzkie, żeby mieszkały na całej powierzchni ziemi, określiwszy czasy wcześniej wyznaczone i zamierzone granice ich zamieszkania” (Dzieje Ap. 17:26).

Odpowiedź naszego Pana, że ani ślepiec, ani jego rodzice nie zgrzeszyli, nie powinna być rozumiana jako sugestia, że ci ludzie byli absolutnie doskonali, bezgrzeszni, bez skazy – nie należy tego rozumieć jako coś sprzecznego z Pismem Świętym, które oznajmia: „Nie ma sprawiedliwego ani jednego”; „Wszyscy bowiem zgrzeszyli i są pozbawieni chwały Boga” [Rzym. 3:10, 23]. Słowa te po prostu oznaczały, że ślepota tego człowieka nie była karą za jego osobisty grzech ani za jakiś szczególny grzech jego rodziców. Nie musi to oznaczać, że Bóg specjalnie interweniował, aby spowodować ślepotę w tym przypadku – możemy raczej przypuszczać, że ślepota ta wynikała z ogólnej odziedziczonej słabości lub z tego, co można by nazwać wypadkiem losowym w naszym obecnym niedoskonałym stanie jako rasy grzeszników. Podobne wyrażenie ze strony naszego Pana zostało wypowiedziane w odniesieniu do ludzi, na których upadła wieża Siloam, zabijając ich. Nasz Pan powiedział: „Czy myślicie, że ci (...) byli większymi grzesznikami niż wszyscy inni (...), że to ucierpieli? Bynajmniej, mówię wam, lecz jeśli nie będziecie pokutować, wszyscy tak samo zginiecie” [Łuk. 13:2].

Chodzi o to, że cały świat jest skazany na śmierć. Jesteśmy rasą skazańców, a warunki śmierci są słusznie i prawnie dozwolone, by bez przeszkód panować, ponieważ życie całej ludzkości ulega zatraceniu przez grzech pierworodny i nieposłuszeństwo, a także przez nasze dziedziczenie słabości, niedoskonałości i wynikających z tego ułomności. Wszyscy zatem giną, a gdyby nie Boże miłosierdzie, zapewniające Odkupiciela i wielką ofiarę za grzechy, nie byłoby żadnej nadziei na przyszłe życie; śmierć dla wszystkich oznaczałaby, że zginęli. I choć cała droga została otwarta dla umierającej rasy, to jednak pokuta za grzech, przyjęcie Chrystusa jako Zbawiciela i posłuszeństwo Jego głosowi są konieczne, abyśmy mogli uciec od kary za grzech – śmierci.

Wielu zgodzi się z nami, aż dotąd. Nie pójdą jednak dalej za tym, co uważamy za logiczne, mające biblijne podstawy, a mianowicie, że dzięki Bożej opatrzności Jego miłość nie tylko zapewniła odkupienie i możliwość błogosławienia świata, ale że ta sama miłość i mądrość ostatecznie sprawią, że wszyscy ujrzą wielkie światło i usłyszą głos Tego, który mówi z nieba, a zatem albo przyjmą, albo odrzucą Boską łaskę, życie wieczne, na warunkach pełnego posłuszeństwa. Utrzymujemy, że jest to w pełni zgodne z całym świadectwem Pisma Świętego, że niewielu ma teraz zdolność widzenia lub słyszenia; że w chwili obecnej większość jest ślepa i głucha na to przesłanie, niektórzy są całkowicie ślepi i całkowicie głusi, inni częściowo ślepi i częściowo głusi. Chwalebnym zapewnieniem Słowa Bożego jest to, że we właściwym czasie wszystkie ślepe oczy i wszystkie głuche uszy zostaną otwarte.

Nadchodzi poranek, a także noc

To była owa lekcja, którą Pan wyłożył przez to wydarzenie – na tyle, że Jego słuchacze byli w stanie ją docenić. Oświadczył: „Ja muszę wykonywać dzieła tego, który mnie posłał, dopóki jest dzień. Nadchodzi noc, gdy nikt nie będzie mógł działać. Dopóki jestem na świecie, jestem światłością świata” [Jan 9:4-5]. Następnie przystąpił do otwarcia oczu ślepca, aby ten mógł Go zobaczyć jako światłość świata. To prawda, że otwarcie ślepych, naturalnych oczu nie mogło dać wzroku oczom jego rozumienia, oczom serca, ale mogło obrazować i obrazowało lub przedstawiało to, co było prawdziwą istotą nauk naszego Pana, których częścią był ten cud. Nie lekceważąc w najmniejszym stopniu wielu licznych cudów naszego Pana wobec osób niewidomych, chromych, głuchych itp., możemy łatwo zauważyć, że były one incydentalne i jedynie w sensie wtórnym przynależały do Jego misji.

Widzimy również, że choć uzdrowionych zostało bardzo wielu ludzi, to całe tłumy pozostały nieuleczone. A jeśli specjalną misją naszego Pana byłoby uzdrowienie wszystkich trędowatych, wszystkich niewidomych i głuchych oraz obudzenie wszystkich umarłych w Palestynie, to najwyraźniej nie udało Mu się tego osiągnąć. Ale to nie było dzieło, dla którego przyszedł. Przybył, by stać się światłością świata w znacznie szerszym zakresie. Przyszedł, aby wykonać pracę Tego, który Go posłał. Żeby zaś dokończyć tę pracę, a szczególnie ten jej element, który należało wykonać wtedy, konieczne było poświęcenie się, oddanie życia w służbie braciom, w głoszeniu dobrej nowiny, w nauczaniu ludu poprzez przypowieści, podobieństwa i cuda, które następnie pod oświeceniem ducha świętego poprowadzą pewną klasę do prawdziwego widzenia, prawdziwego rozumienia i prawdziwej społeczności serca z Nim i Jego dziełem oraz z Ojcem, tak jak było zamierzone.

W czasie swego drugiego przyjścia nasz Pan stanie się „światłością świata” w pełnym, chwalebnym znaczeniu, o którym wszędzie mówi Pismo: „Wzejdzie Słońce sprawiedliwości z uzdrowieniem na swoich skrzydłach” [Mal. 4:2]. Wraz z nadejściem tego chwalebnego słońca zaczyna się nowy dzień, na który mamy nadzieję i o który się modlimy – „dzień Chrystusa”. Obecnie uważamy, że dzień rozpoczyna się o północy, ale Bóg nadzorował żydowską rachubę czasu i pod tym nadzorem dzień zaczyna się wieczorem, zmierza ku północy, potem do świtu, a następnie do pełni światła dziennego. Zgodnie z tym obrazem dnia podanym przez Boga możemy zobaczyć, że posługa naszego Pana przypadała na dzień, który nastał po dniu żydowskim, dniu Mojżesza. Pozostało jeszcze trochę jego światła i w tym świetle Pan osobiście, a następnie poprzez swoich uczniów, ustanowił Kościół Wieku Ewangelii. Dobrze wiedział o ciemnej nocy, która nastąpi po Jego misji, kiedy to ciemność okryje ziemię, a wielka ciemność narody.

Słowa Pana oznaczały wtedy, że zrozumiał nadarzającą się sposobność i czynił z całej siły to, co należało zrobić, co można było zrobić w panujących okolicznościach i warunkach oraz ze świadomością, że noc szybko nadciąga na naród żydowski i że nie tylko Jego własna praca zostanie wkrótce przerwana przez Jego śmierć, ale że wszelkie możliwości działania na rzecz Żydów wkrótce się skończą. Apostołowie po zesłaniu ducha świętego w pełni przejęli tego ducha Mistrza co do krótkości czasu i nieprzerwanie pracowali najpierw między Żydami, a dopiero potem między poganami, gdy wszyscy wybrani zostali zebrani z niegdyś uprzywilejowanego narodu, nawet jeśli była ich tylko resztka, jak wyjaśnia apostoł. Pozostali byli zaślepieni, pogrążeni w całkowitej ciemności, podczas gdy światło Boskiej łaski przez lampę, jaką było Słowo, zostało wysłane do pogan, aby także spośród nich zgromadzić klasę wybraną do członkostwa w duchowym Izraelu, do członkostwa w ciele Chrystusa, żeby byli nosicielami światła w obecnych warunkach poprzez próby, trudności i przeciwności oraz by wkrótce zjednoczyć się z Panem jako członkowie chwalebnego „słońca sprawiedliwości”, wielkiego światła, które w odpowiednim czasie oświeci świat.

Gdy zbliżamy się do godzin porannych, widzimy oznaki dnia, zaś kiedy słuchamy głosu proroka, słyszymy, jak w odpowiedzi na nasze pytanie: „Strażniku, co się stało w nocy?” ogłasza: „Nadchodzi poranek, a także noc” [Izaj. 21:11-12], a następnie zapewnia nas, że chociaż nastał już poranek, gwałtowna burza ma go przerwać i sprowadzić kolejną „noc” ciemności i kłopotów na świat i na chrześcijaństwo, by przesiać, rozdzielić, oczyścić wybranych. Nasze serca są jednak zachęcane zapewnieniem, że wraz z nadejściem burzy nadejdzie pełny blask poranka Tysiąclecia, a wraz z nim „słońce sprawiedliwości” pobłogosławi i oświeci świat. Ponadto mamy zapewnienie, że w tym czasie wszystkie ślepe oczy zostaną otwarte, aby cały świat mógł rozpoznać, że „światłem świata jest Jezus”.

„Swoje oczy namaść maścią” – Obj. 3:18.

Zrobienie maści z pyłu palestyńskiej drogi zmieszanego ze śliną z ust naszego Pana wydaje się na początku dość osobliwe. Naturalnie bylibyśmy skłonni powiedzieć: Jakie to dziwne! Nie nakładaj tego na oczy mężczyzny, ponieważ to tylko pogorszy sytuację. Ten pył jest pełen wszelkiego rodzaju zanieczyszczeń; ten właśnie pył przyczynił się do ślepoty wielu tysięcy mieszkańców tego kraju. Jeden z podróżujących po tamtym regionie stwierdza:

„Ślepota jest powszechna w Palestynie w takim stopniu, że my na ziemiach zachodnich ledwie tylko zdajemy sobie z tego sprawę. Prawdopodobnie nie ma kraju na świecie, z wyjątkiem Egiptu, w którym to schorzenie jest tak powszechne. Na przykład w Gazie mówi się, że jedna trzecia populacji straciła wzrok w jednym lub obu oczach, a na podstawie własnych obserwacji tego miasta nie waham się powiedzieć, że stwierdzenie to nie jest przesadzone”.

Dlaczego zatem nasz Pan użył gliny lub maści wykonanej z tego pyłu, najwyraźniej tak nieodpowiedniego, a następnie wysłał ślepca do sadzawki Siloam, aby się umył i odzyskał wzrok? Odpowiadamy, że prawdopodobnie zawiera się w tym głęboka lekcja duchowa, lekcja dla wszystkich apostołów i naśladowców Jezusa od tamtej pory aż do teraz. Tak jak ślepota człowieka symbolizowała ogólną ślepotę ludzi, ślepotę na prawdę, ślepotę na światło świata, tak tamta metoda uzdrowienia ślepoty ilustruje metodę, którą Pan stosował przez cały Wiek Ewangelii. To, co pochodzi z ust naszego Pana, może dobrze przedstawiać Jego łaskę i prawdę, zaś użyta ziemia mogłaby reprezentować biedne ziemskie talenty – nasze i Jego uczniów. Kim jesteśmy, żeby się stać narzędziami Boga w otwieraniu oczu ślepym – my, którzy sami jesteśmy niedoskonali, skażeni, upadli? Ale duch warg Pana, który na nas spływa, tak zmienia nasze siły i talenty, że stają się przydatne w Jego służbie. Z łaski Boga, jako Jego rzecznicy i przedstawiciele, Jego naśladowcy otwierają ślepe oczy, nie wszystkich ludzi, ale wielu.

Zdajemy sobie sprawę, jakiego dostąpiliśmy błogosławieństwa, gdy taka ludzka glina została użyta przez Pana do namaszczenia naszych oczu, i jakim obdarzono nas przywilejem, gdyż zostaliśmy uczynieni glinianą maścią, której Mistrz użył do błogosławienia innych. Ale namaszczenie nie było wystarczające, potrzebne było coś jeszcze – umycie się przy źródle. I tak po tym, jak Pan wykorzystał nas, swoich sług, jako glinę w swych dłoniach do namaszczenia oczu ślepych, konieczne jest, byśmy skierowali ich do źródła Jego prawdy i łaski, gdzie mogą się umyć, gdzie mogą zdać sobie sprawę, że oczyszczenie jest całkowicie sprawą Pana i że nawet najlepsza glina i najdokładniejsze namaszczenie nie zapewnią błogosławieństwa, o ile ktoś z posłuszeństwem i z wiarą nie przyjmie łaski i prawdy jako orzeźwiającego strumienia Boskiej łaski dla swego oświecenia.

Cud otwarcia oczu niewidomego od urodzenia był tak znaczący, że przyciągnął uwagę wszystkich w okolicy. Nikt wcześniej nie słyszał o żadnym lekarzu, który byłby w stanie przywrócić wzrok temu, kto urodził się ślepy. Sprawę tę przedstawiono faryzeuszom i doktorom Prawa jako przykład działania cudownej mocy Boskiej, by sprawdzić, czy będą umieli zaproponować inne wyjaśnienie tej kwestii. Najwyraźniej było to po części zamierzeniem naszego Pana. Między innymi to też miał na myśli, gdy oświadczył, że człowiek ten urodził się ślepy nie z powodu kary za grzech, ale dla objawienia chwały Bożej. Bóg dozwolił, aby natura postąpiła w ten sposób i stworzyła wyjątek, jednak teraz ten, który wcześniej był tak dotknięty, został obdarowany specjalnym błogosławieństwem, które było dla niego pełnym zadośćuczynieniem. Nauczmy się patrzeć na wszystkie sprawy życia z tego punktu widzenia. Jeśli dotykałoby nas coś, co z natury byłoby dla nas niekorzystne lub nam przeszkadzało, Pan jest w stanie to pokonać, obracając w błogosławieństwo, stosownie większe błogosławieństwo.

Faryzeusze, pełni zazdrości względem Jezusa, dostrzegali, że Jego wpływ pozyskiwał Mu każdego dnia nowych zwolenników, a to zwiększało tylko ich zawziętość względem Niego. W swoim złym stanie serca już osądzili Jego serce i motywy, nie poprzez owoce Jego życia, ale poprzez uczucie zazdrości. Oczywiście w tych okolicznościach wyrok musiał być wypaczony i przekręcony, prowadząc do błędnych wniosków. Pouczali rodziców, którzy bali się wyrazić swoje zdanie na ten temat, ponieważ słyszeli, że przywódcy synagogi ustalili, że jeśli ktoś wyzna Jezusa, zostanie ekskomunikowany, nie powinien być dopuszczony do synagogi ani do wspólnoty z innymi, by cieszyć się przywilejami religijnymi. Tacy powinni być uznani za niegodnych imienia i przywilejów Żyda, powinni być traktowani jako odtrąceni przez Boga i Jego lud. Rodzice odpowiedzieli zatem, że ich syn jest pełnoletni i że może mówić sam za siebie.

Syna przesłuchiwano raz za razem z wyraźną chęcią znalezienia winy w procedurze, aby pokazać, że to nie był prawdziwy cud itp. Mężczyzna, wcześniej niewidomy, słusznie oburzył się na specjalną próbę oczernienia tego, który był mu tak przyjazny, i w odpowiedzi na stwierdzenie faryzeuszy, że powinien oddawać chwałę tylko Bogu, bo ten, który dokonał cudu, był grzesznikiem, sprzeciwił się. Gdy powtarzali swoje pytania, był coraz bardziej oburzony ich złym duchem i powiedział: Dlaczego zadajecie tyle pytań? Czy pragniecie zostać Jego uczniami? Trafił w ich czuły punkt i wzbudził ich gniew, a oni oświadczyli, że jest uczniem Jezusa, wyrzucili go z synagogi i wykluczyli. Potem znalazł go Jezus. Czytamy: „A gdy Jezus usłyszał, że go wypędzili, znalazł go i zapytał: Czy wierzysz w Syna Bożego? (...) A on powiedział: Wierzę, Panie! I oddał mu pokłon” [Jan 9:35,38].

W jaki sposób przeszkody mogą nam pomóc

Mamy tu świeżą ilustrację tego, w jaki sposób przeszkody, trudności i zawady mogą się pod Bożą opatrznością stać największą pomocą i wsparciem dla tych, którzy mają właściwy stan serca. Ten biedny ślepiec, nieświadomy żebrak, pozornie najbardziej nieszczęsny z ludzi, zdawałoby się najmniej otoczony troską Pana, miał najwyraźniej szczere i uczciwe serce. Dowodzi tego jego późniejsze postępowanie, jako że charakteru, zasad nie można nabyć w jednej chwili – jest to kwestia rozwoju. Niewątpliwie dlatego, że Pan zobaczył w jego sercu tę szczerość, specjalnie obdarzył go błogosławieństwem otwarcia oczu. A ponieważ był wystarczająco uczciwy i nieustraszony, by wyznać Pana w odpowiedni sposób, został obdarzony jeszcze większym przywilejem, bo Pan go odszukał i otworzył mu dodatkowo oczy zrozumienia, oprócz tych naturalnych. Gdybyśmy mogli przyjąć tę lekcję w pełni i całkowicie do naszych serc, jak wielkie przyniosłoby nam to błogosławieństwo, rodząc w nas potrzebę uczciwości serca i dowodząc, że Pan chce, aby wszystkie rzeczy współdziałały dla dobra tych, którzy Go kochają – nawet tych, którzy mają właściwe nastawienie serca i którzy kochaliby Pana, gdyby Go znali. Jest On gotowy udzielić im łaski i otworzyć oczy ich zrozumienia – nie nagle, ale krok po kroku. Postępując zgodnie ze wskazówkami Pana, otrzymujemy kolejne błogosławieństwa.

Wyciągnijmy jeszcze sugerowaną już wcześniej duchową lekcję kryjącą się w doświadczeniach tego niewidomego człowieka. Niektórzy z nas urodzili się ślepi lub prawie ślepi, jeśli chodzi o zdolność ujrzenia chwalebnego oblicza naszego Ojca Niebieskiego i jego odbicia w naszym Panu Jezusie. Urodziliśmy się ślepi nie za sprawą własnej głupoty, być może, i nie z powodu braku rozumu u naszych rodziców. Ciemność okryła ziemię, a wielka ciemność narody – mroki bałwochwalstwa i pogaństwa w większej części świata, zaś ciemność średniowiecza w tak zwanym świecie chrześcijańskim. Nie widzieliśmy Pana, a nasze fantazje, inspirowane przez wielkiego Przeciwnika, były rażącym niezrozumieniem mądrości, sprawiedliwości, miłości i mocy naszego Stwórcy.

Pismo Święte mówi nam, że ciemność lub ślepota pochodzi od Przeciwnika, boga tego świata, który zaślepia umysły tych, którzy nie wierzą, ażeby chwalebne światło Bożej dobroci nie zabłysło w ich sercach od oblicza Jezusa Chrystusa, naszego Pana. Pan w swoim czasie i na swój sposób zesłał nam błogosławieństwo przez ubogi pył ziemi, zmieszany i utwardzony tym, co wydobywa się z Jego ust, a także dał nam przesłanie, że powinniśmy umyć się przy źródle. Obmywszy się, uświadomiliśmy sobie przebaczenie grzechów i ujrzeliśmy w nowym świetle miłość i miłosierdzie naszego Ojca w niebie. Potem przyszły próby, nie po to, aby nas zniszczyć, ale aby nas sprawdzić i rozwinąć, jeśli byliśmy szczerego serca.

Środki użyte przez naszego Pana dla naszego błogosławieństwa zaistniały być może za pośrednictwem naszych przyjaciół. Groźba ostracyzmu widniała przed naszymi oczami, gdy wyznaliśmy otrzymane błogosławieństwo oraz z jakiego pochodzi ono źródła. Wszyscy posiadający właściwego ducha w tej sprawie z pewnością podążali drogą tego ślepego człowieka z naszej lekcji i odważnie wyznawali otrzymane błogosławieństwa oraz jego pochodzenie. Tak jak wtedy, takie oświadczenie przynosi odrzucenie, pogardę, szyderstwo i odrzucenie, ale teraz, podobnie jak wtedy, posłuszeństwo i akceptacja takich doświadczeń oznacza dla nas dodatkowy przejaw Boskiej łaski.

Dopiero po tym, jak znosiliśmy coś dla Pana i dla prawdy i gdy cieszyliśmy się z naszych otwartych oczu, Pan znalazł nas w tym szczególnym znaczeniu i objawił się nam w jeszcze wyższym i korzystniejszym błogosławieństwie, i dlatego staliśmy się Jego uczniami w najwyższym sensie – jako Jego naśladowcy. Nadal podążajmy za Nim, kontynuujmy przyjmowanie wszelkich doświadczeń, jakie pojawiają się na drodze naszych powinności i miejmy świadomość, że jest to przywilej znajdować się po stronie prawa i prawdy. Ci, którzy są teraz wierni w obecnych czasach prób i sprawdzianów, będą z kolei jako uczniowie Pana uprzywilejowani tym, że wykorzysta ich On w namaszczaniu oczu innych, a tym samym wszyscy członkowie ciała pod przewodnictwem Pana, Głowy, będą w obecnym czasie wykonywać dzieła Tego, który nas posłał i niech zaświeci światło, skoro zdajemy sobie sprawę, że możliwości służby wkrótce zostaną zamknięte – nadchodzi noc, gdy nikt nie będzie mógł pracować.

Zbliża się wielki czas ucisku poprzedzający świecenie „słońca sprawiedliwości”. Niezbyt długi okres w międzyczasie służy właśnie wybraniu prawdziwego ludu Pana i zastosowaniu w ich przypadku maści naprawiającej wzrok, czyli prawdy, oraz poinformowaniu ich, gdzie powinni się umyć, a także ogólnie rzecz biorąc – udzieleniu im błogosławieństw współdziedzictwa i uczniostwa, aż ciało Chrystusa będzie kompletne. Wkrótce ci wierni otrzymają przywilej obcowania z naszym Panem i Głową jako światłością świata w błogosławieniu wszystkich narodów ziemi.

Zion's Watch Tower, 1 marca 1905, R-3518
Straż 1/2020

Do góry