R-4587

Zależność grzechu i choroby

- Mat. 9:1-13 – 20 marca 1910 -

„Syn Człowieczy ma na ziemi moc przebaczać grzechy” – Mat. 9:6.

Jezus opuścił krainę Gerazeńczyków na prośbę mieszkańców, ponieważ obawiali się, że inne uzdrowienia ludzi opętanych mogą zniszczyć kolejne stada świń, których hodowla stanowiła tam główne źródło dochodów. Przybył łodzią do swojego miasta Kafarnaum, gdzie dokonał większości swych potężnych dzieł. Ludzie tłoczyli się wokół Niego i dość szybko dom zapełnił się słuchającymi, a On głosił kazanie o miłości i miłosierdziu Boga oraz o powinnościach i odpowiedzialności człowieka. Był to zwyczajny dom jednopiętrowy, z dużymi płytami stanowiącymi dach oraz prowadzącymi nań zewnętrznymi schodami. Przyjaciele przynieśli na noszach paralityka, aby Pan go uzdrowił. Nie mogli wejść z powodu tłoku panującego w pomieszczeniu i na dziedzińcu. W swej żarliwości wspięli się po schodach, odsunęli duży kamień położony blisko środka domu i spuścili człowieka na noszach przed Zbawiciela. Nie trzeba było nic tłumaczyć ani błagać. Serce wielkiego Lekarza przepełniło się miłującym współczuciem. Uznał On modlitwę wiary i natychmiast odpowiedział na nią, ale nie tak, jak można było oczekiwać.

Aby nauczyć wielkiej lekcji dotyczącej związku między grzechem a chorobą i pokazać, że ma moc wyzwolić od obojga, Jezus powiedział do chorego: „Ufaj, synu! Twoje grzechy są ci przebaczone”! Prawdopodobnie sparaliżowany mężczyzna i jego przyjaciele mogli się czuć rozczarowani. Podobnie jak wielu w naszych czasach, bardziej potrafili docenić chleby, ryby i uzdrowienia dokonane przez naszego Pana, niż byli w stanie okazać uznanie dla Jego pracy jako niosącego grzech odkupiciela i jako osoby, za sprawą której możliwe staje się przebaczenie grzechów.

Byli tam pewni bardzo religijni ludzie, wyuczeni w Zakonie, którzy rozumieli, że przekroczenie Boskiego prawa nie może być wybaczone inaczej, jak tylko poprzez zadośćuczynienie względem tego prawa. Gdy w swych sercach zaczęli szemrać, Jezus to zauważył i powiedział głośno: „Cóż bowiem jest łatwiej powiedzieć: Przebaczone są twoje grzechy, czy powiedzieć: Wstań i chodź?”. Mistrz chciał, aby Jego krytycy zobaczyli, że nawet ludzie bez upoważnienia mogliby powiedzieć: Twoje grzechy zostaną ci odpuszczone, a nikt nie miałby możliwości stwierdzić, czy tak rzeczywiście jest. Ale oni nie potrafiliby uzdrowić tego człowieka i nie ośmieliliby się mu powiedzieć: Wstań i chodź. W ten sposób przekonał ich, że to, co uważali za trudniejsze, było tak naprawdę łatwiejsze i że ten, który mógłby powiedzieć te ostatnie słowa, mógłby też bez wątpienia powiedzieć zgodnie z prawdą także te pierwsze. Następnie, zwracając się do chorego, Jezus powiedział: „Wstań, weź swoje posłanie i idź do domu” – i ten tak uczynił.

Pismo Święte przekazuje, że w bardzo podobnej sytuacji nasz Pan powiedział do uzdrowionego: „Nie grzesz więcej, aby nie przydarzyło ci się coś gorszego” [Jan 5:14]. W tych słowach nasz Pan wskazał na związek istniejący między grzechem a chorobą. Im bardziej rozważamy ten temat, tym bardziej jesteśmy tego pewni. Choroba jest w znacznym stopniu częścią śmierci, która działa w nas aż do końca. Zanim nie zapadł wyrok śmierci, nie było choroby. Gdy Odkupiciel w ciągu Tysiąclecia usunie grzech, nadejdzie czas – jesteśmy pewni – w którym „nie będzie więcej wzdychania, nie będzie więcej płaczu, nie będzie więcej umierania”. I nie tylko to, bo czyż nie wszyscy zdajemy sobie sprawę, że śmierć, którą odziedziczyliśmy po ojcu Adamie, spada na nas od wieków poprzez choroby umysłowe, moralne i fizyczne albo upośledzenie funkcji? I czyż nie wszyscy zdają sobie sprawę, że bez względu na to, w jakim stopniu przyzwala się na grzech dobrowolnie, skutkiem jest nie tylko upadek moralny, ale także spotęgowanie chorób, dolegliwości, czyli śmierci w nas działającej?

Żydzi podlegali Prawu Przymierza, by CZYNIĆ I ŻYĆ, a zatem odpuszczenie grzechów w ich przypadku oznaczałoby proporcjonalnie uwolnienie od słabości grzechu pod Nowym Przymierzem w Tysiącleciu (Jer. 31:31). Gdy uwielbiony Chrystus pod koniec tego wieku pozafiguralnie pokropi ubłagalnię zasługą swojej powtórnej ofiary, nie będzie to już służyło dla Kościoła, jak na początku, ale dla świata, „całego ludu” (3 Mojż. 16:33). W stosunku do Kościoła Wieku Ewangelii Boży plan jest inny. Otrzymane w ramach Przymierza Abrahamowego przebaczenie ich grzechów jest związane z ich ślubowaniem poświęcenia – by poświęcić ziemskie życie i wszystkie jego sprawy dla osiągnięcia niebiańskiego życia i współdziedzictwa z Odkupicielem w Jego Królestwie. Stąd przebaczenie grzechów nie oznacza dla Kościoła uwolnienia od fizycznych dolegliwości.

Wkrótce potem Mateusz, gdzie indziej nazwany Lewim, został powołany na jednego z dwunastu apostołów. Był celnikiem – to znaczy poborcą podatkowym dla rządu rzymskiego. Celnikami pogardzano z dwóch powodów:

(1) Uważano, że pomaganie obcemu rządowi w pobieraniu podatków od przyjaciół jest czymś bardzo niegodnym.

(2) Wielu z tych celników było podłymi ludźmi i wykorzystywało swą pozycję, aby się wzbogacić poprzez łapówki, zawyżanie pobieranych kwot itp. Możemy być pewni, że Mateusz- Lewi nie był tego rodzaju oszustem, inaczej nigdy nie zostałby powołany do przyłączenia się do Mesjasza jako jeden z Jego apostołów i przyszłych współdziedziców z Nim w Jego Królestwie. Na takie stanowisko wymagany jest najwyższy stopień uczciwości. A tak, jak Jezus nigdy nie powołałby człowieka nieuczciwego, tak też nieuczciwy nie przyjąłby też Jego wezwania, ponieważ nie było nic do zyskania – ani reputacji, ani zapłaty za oszustwo. Podobnie Zacheusz był uczciwym celnikiem, który zapowiedział, że zwróci czterokrotnie więcej każdemu, kogo skrzywdził, podkreślając w ten sposób, że nie chciał być nieuczciwy.

Inne wersety informują, że Mateusz natychmiast sprawił ucztę dla swoich przyjaciół i znajomych, aby w ten sposób mieli lepszą okazję do poznania Pana, który również był gościem. Ale faryzeusze – cyniczni, krytyczni i doszukujący się błędów, sprzeciwiali się, twierdząc, że gdyby Jezus był sprawiedliwy, nie znalazłby się w takim towarzystwie. Nasz Pan skierował jednak do nich słowa, że to nie zdrowi, ale chorzy potrzebują lekarza, dając do zrozumienia, że po to miał społeczność z grzesznikami, aby mógł dla nich coś dobrego uczynić. Nie poniżył się do jakiegokolwiek rodzaju grzechu, lecz starał się podnieść grzeszników. Następnie przytoczył im ze swej wspaniałej pamięci słowa proroka Ozeasza: „Pragnę bowiem miłosierdzia, a nie ofiary” (Oz. 6:6). Mówi im też, że nie przyszedł, aby wezwać sprawiedliwych, ale grzeszników.

Zauważ lekcję dla nas samych i dla wszystkich: „Nie ma sprawiedliwego, ani jednego” (Rzym. 3:10). Wszyscy są grzesznikami. Wszystkim brakuje Boskiego standardu doskonałości. Ktokolwiek zatem twierdzi, że jest sprawiedliwy i na tej podstawie odrzuca Odkupiciela, jest hipokrytą – w złym stanie umysłu, niegotowy na żadne z błogosławieństw, którymi Bóg może teraz obdarzyć.

Bóg nie wzywa nikogo do naśladowania Jezusa, z wyjątkiem takich, którzy uznają, że z natury byli dziećmi gniewu i którzy najpierw przyjmują przebaczenie grzechów przez drogocenną krew.

The Watch Tower, 15 marca 1910, R-4587
Straż 3/2019

Do góry