SM-286

„Wilki w owczej skórze”

„A przetoż weźmijcie zupełną zbroję Bożą, abyście mogli dać odpór w dzień zły, a wszystko wykonawszy ostać się.” (Efez. 6:13.)

Jedynie ci, którzy pojęli znaczenie słów Apostoła odnośnie właściwego podziału Słowa Prawdy – tylko ci, co się nauczyli z Pism, iż Plan Boski jest postępowym, w którym następujące po sobie wieki stanowią ogniwa – tylko tacy mogą zrozumieć, dlaczego Boska opatrzność dopuszcza szczególne doświadczenia, przejścia itp. na Kościół w jednym czasie, jakich nie dopuszcza w innym. Chodzi o to, ażeby wszystek lud chrześcijański przebudził się do odpowiedniego badania Biblii – do poznania celu postępowania Boskiego z Żydami w ciągu Wieku Żydowskiego, z chrześcijanami w ciągu Wieku Ewangelicznego, ze światem w ciągu Wieku Tysiąclecia. Zajmując takie stanowisko, można widzieć, co Pismo Św. przedstawia: mianowicie, że jest czas na sianie, czyli czas siewu i żniwa, czyli czas żęcia, w każdym wieku, który gdy spełni swój cel, przemija ustępując miejsca innemu wiekowi i odmiennej pracy. W końcu Wieku Żydowskiego, na przykład, przyszło na lud ten szczególne przesiewanie i wypróbowywanie, które Jan Chrzciciel, ostatni z proroków, nazywa przewiewaniem pszenicy, oddzielaniem plew w przygotowaniu do zebrania pszenicy do spichlerza następnego wieku i dopuszczenie ucisku na klasę plew z tego ludu, który to ucisk kompletnie go zniszczył jako naród.

Podobnie Pan powiada nam w jednym ze Swoich podobieństw (Mat. 13:24-30), że w końcu tego Wieku Ewangelii będzie oddzielanie pszenicy od kąkolu, przy czym ta pierwsza będzie zbierana do świetnego Królestwa, o jakie się modlimy: „Przyjdź Królestwo Twoje”, ten drugi zniszczony jako kąkol, chociaż nie jako jednostki. Zniszczenie kąkolu, imitacji chrześcijanina, oznaczać będzie, że osoba tak pozująca na chrześcijanina, zbliżająca się do Pana wargami, podczas gdy jej serce dalekim jest od Boga, przestanie czynić już dłużej to i wyznawać. Stąd prawdziwy Kościół będzie uznany w swojej osobliwej pozycji jako „Prawdziwe Wybrane” Boga, Maluczkie Stadko, które idzie śladami Mistrza, radośnie poświęcając ziemskie interesy dla osiągnięcia niebieskich. Odtąd, jak podobieństwo powiada, ci będą świecili się jako Słońce w Królestwie na błogosławienie narodów ziemi, włączając w to także klasę kąkolu, która nie będzie już odtąd więcej obałamucaną ani obałamucającą odnośnie tego prawdziwego stanowiska, ale będzie miała z resztą ludzkości przywilej dojścia do zupełnej harmonii z Bogiem. (Mal. 4:2; Mat. 13:43)

Odnosząc to do czasu żniwa Wieku Ewangelii, przemawiam dzisiaj do was przy okazji, w przekonaniu, że cały ten okres żniwa, według Pism, będzie miał czterdzieści lat i że weszliśmy w ten okres w roku 1878, że przeto zakończyć się powinien z rokiem 1918.

Pragnę wam wskazać, że szczególne utrapienia i uciążliwości i wypróbowywanie wiary i posłuszeństwa odpowiadające kompletnemu oddzieleniu pszenicy od kąkolu spadają obecnie na chrześcijaństwo – spadają na nas jako „złodziej w nocy”, od pewnej liczby lat. Nie mamy tu czasu na egzaminowanie na tym miejscu różnych dowodów biblijnych, które nam dają do zrozumienia, iż jesteśmy u końca Wieku Ewangelii, a otwierania się, czyli brzasku Wieku Tysiąclecia. Wielu z was posiada już nasze Wykłady Pisma Świętego, w których te rzeczy są w pełni przedstawione, razem z ich dowodami biblijnymi. Zadowolić się musimy tutaj wskazaniem niektórych zewnętrznych objawów wykazujących, iż żyjemy w okresie, który w naszym tekście Apostoł nazywa.

„ZŁYM DNIEM”

We wszystkich Pismach ten okres jest w najwyższym stopniu dramatycznie przedstawiony jako czas dokładnej próby, czas, w którym oddzielenie pszenicy od kąkolu będzie w absolutny sposób dokonane, tak iż ani jedno ziarno pszenicy nie będzie stracone i ani jedno ziarno kąkolu nie będzie pozostawione, aby było zachowane z pszenicą, bo Pan oświadcza, że On dokona dokładnego oddzielenia. Trudna się wydaje dla większości ludzi myśl, by się coś mogło wydarzyć specjalnie w ich czasach – by oni mieli być w ośrodku spełniania się proroctw. Gdybyśmy powiadali, iż te rzeczy wydarzą się w przeciągu stulecia, czy tysiąca lat, daleko większa liczba gotowa byłaby do badania i uznawania siły argumentacji. Ale oswojeni z warunkami, z przejściami, z uciążliwościami, zawikłaniami i sugestiami wielu – jak Apostoł przepowiedział, że wszystko tak się dzieje od początku stworzenia. (2 Piotra 3:4) z takich przyczyn niejeden zamyka oczy swojego pojmowania na najznamienitszy stan rzeczy, w dniach dzisiejszych.

Apostoł powiada, że ci „umyślnie wiedzieć nie chcą”; a Jezus powiedział: „słysząc, nie słyszą ani rozumieją”; i znowu Pan przez proroka mówi: „Lud mój wygładzony będzie dla nieumiejętności”. (2 Piotra 3:5; Mat. 13:13; Oz. 4:6) Rzeczywiście większość tych, co się zowią chrześcijanami jest niedbała, obojętna na to, co Pan spowodował, by było napisane dla ich napomnienia i dania odwagi i wspomożenia w tym „złym dniu”. Tacy nie są z „wybranych wybrańców”. Ci ostatni, jak Apostoł wykazuje, nie będą w ciemności, co do tego, iż ten dzień zaskoczy ich jako złodziej. Będą oni pilnymi, czuwającymi, bacznymi i stojącymi silnie w wierze. Dlatego, posługując się sposobami, jakie Pan postanowił, otrzymają oni błogosławieństwo, specjalną zapłatę, podczas gdy inni przez zaniedbanie swych przywilejów naznaczają siebie jako niegodnych wielkich względów, jakie obecnie Bóg zlewa na „Maluczkie Stadko”. Nie mówiąc już o tym, że nie będą oni mieli sposobności w tej Wielkiej Kompanii, jaką Pisma wskazują, a która wyjdzie z wielkiego utrapienia, że będą przed Stolicą zamiast na Stolicy. (Obj. 7:15; 3:21)

Zauważmy, jak Pan nasz oświadczył, że próba naszego czasu będzie tak krytyczna, tak wymagająca, iżby zwiodła – gdyby można było – i wybranych. (Mat. 24:24). Lecz nie będzie to możebne, bo Pan przyrzekł im potrzebną pomoc, a oni będą w takim stanie serca i umysłu, by szukać pomocy i nią się posługiwać. Zauważcie, jak Pan przez proroka Dawida (Psalm 91) przepowiedział szczególnie utrapienia tego czasu, odmalowując rozmaite sposoby Szatana – spirytyzm, wyższy krytycyzm, wiedzę chrześcijańską, itp. jako zarazy morowe i strzały, mianowicie: „Ponieważeś ty Pana, który jest nadzieją moją i Najwyższego, za przybytek swój położył: żadna plaga nie przybliży się do namiotu twego” – „on złośnik nie dotyka się go”. (1 Jana 5:18). Co dla innych będzie kamieniem potknięcia, dla klasy tej będzie wspomożeniem, w tym, że wspinać się będzie po nim ku wyższemu jeszcze osobistemu rozwojowi i upodobnieniu do charakteru Pana. Wszystkie rzeczy muszą zgodnie na dobre się składać dla tych, ponieważ miłują oni Boga prawdziwie, szczerze, ponad siebie i inne stworzenia i ponieważ są wiernymi swemu przymierzu – swemu poświęceniu dla Pana. Zaraza morowa błędu nie może ich dotknąć, ponieważ w tajemnicy Pańskiej obliczności posiadają zbroję łaski i prawdy specjalnie im udzieloną. Jak jest napisano: „Tajemnica Pańska objawiona jest tym, którzy się Go boją, a przymierze Swoje oznajmuje im”. (Ps. 25:14)

„BO TO DZIEŃ POKAŻE”

Wskazując na ten czas żniwa, który się rozpoczął w roku 1878, Apostoł nazywa go specjalnym Dniem, czyli epoką; i takim on był naprawdę. Żaden okres w historii świata nie był tak znamiennym pod tylu względami. Nawiązując do tego czasu i do wypróbowania wiary, jakie przyjdzie na lud Pański tutaj, Apostoł powiada: „Każdy niechaj baczy jako na nim buduje (wiarę): albowiem gruntu innego nikt nie może założyć, oprócz tego, który jest założony, który jest Jezus Chrystus”. Przez te słowa Apostoł wskazuje, iż nie odnoszą się do świata pogańskiego, ale do tych, którzy przynajmniej nominalnie przyjęli Chrystusa jako grunt pod swoje nadzieje. Mówi on dalej: „A jeśli kto na tym gruncie buduje złoto, srebro, kamienie drogie, drwa, siano, słomę, każdego robota jawna będzie, gdyż przez ogień objawiona będzie, a każdego robota, jaka jest, ogień doświadczy.” (1 Kor. 3:10-15)

Jakżeż można dać jaśniejsze obwieszczenie? Ogień, o jakim jest tu mowa, jest rzecz naturalna symbolicznym, podobnie jak drwa, siano, słoma, złoto, srebro, kamienie drogie. Jak drwa, siano, słoma mogą być zniszczone przez literalny ogień; tak samolubne doktryny, błędy i wszelka niewłaściwa wiara będzie zniszczona w tym czasie, o jakim zaznacza Apostoł: „Dzień to pokaże”, czyli wykaże wiarę, która się ostoi i wiarę, która będzie strawiona. Apostoł mówi dalej: „Jeśli czyja robota zostanie, którą na nim budował, zapłatę weźmie. Jeżeli czyja robota zgore, ten szkodę podejmie”, oh, jakże wielu znajduje swoją wiarę zgorzała! Jakże niewielu ma zapłatę wielką w znajdywaniu, że mają wiarę, która się ostoi wszelkim próbom tego dnia! Czyż to nie prawda, że spirytyzm, teozofia, wiedza chrześcijańska i wyższy krytycyzm trawią wiarę wielu – wszystkich, którzy się z nimi zetknęli, którzy mają tylko drwa, siano, słomę ludzkiej tradycji, a którym brak złota, srebra i drogich kamieni Boskiego Słowa.

Apostoł w dalszym ciągu zapewnia nas, że wszyscy, którzy zbudowali na Chrystusie będą ostatecznie ocaleni – chociażby nawet ponieśli wielką szkodę, co do swej wiary. Powiada: „Lecz on sam będzie zachowany, tak jako przez ogień”. Ogień tego dnia wykaże niektórym, jak kiepsko budowali, jak mało dawali posłuch Słowu Pańskiemu, do jakiego stopnia podlegali ludzkim tradycjom i wierzeniom ciemnych wieków. Wielu, możemy być tego pewni, utraci wszystką wiarę w Chrystusa, w tym czasie, lecz gdy się to stanie, będzie to tylko dowodem, że ich wiara nie była odpowiednio ugruntowana na Tym, który jest jedynym prawdziwym Gruntem.

Zauważmy też, że nasz tekst stosuje się i odnosi się do czasu żniwa tego wieku i także nazywa go „złym dniem”. Dniem, czyli epoką, w której utrapienia (rozwinięcia), wypróbowania wartości tych, którzy miłują Pana z całego swego serca, umysłu, siły, a bliźnich jak siebie samych, Izraelczyków, prawdziwie i dla wykazania także tych, którzy byli letnimi w swej miłości ku Panu i braciom i którzy byli zbytnio zajęci troskami tego życia lub ułudami bogactw i tak zachwyceni zostali przez „ten dzień” – nasz dzień. (1 Tes. 5:4; Efez. 6:13)

Nasz tekst w zupełnej prawie zgodności z przytoczonym z Psalmów, wykazuje potrzebę zbroi, wykazuje trudność ostania się atakom tego dnia i nieliczność tych, którzy się ewentualnie ostoją. Napomnienie Apostoła powiada, żebyśmy wzięli na siebie całą zbroję Bożą – a nie jedynie tarczę, wiary, nie jedynie hełm zbawienia, nie jedynie pancerz sprawiedliwości, nie jedynie miecz Ducha, nie jedynie pas Prawdy; ale żebyśmy wzięli je wszystkie – że będziemy ich wszystkich potrzebowali, jeżeli mamy być zdolni wytrzymać wszystkie ataki, jakich się trzeba spodziewać w owym „złym dniu” i uczynić wszystko, aby się ostać. Lecz jakże niewielu zdaje sobie sprawę ze znaczenia tej zbroi, jaką nam Bóg zalecił? Ta ich trudność jest rezultatem tego, iż nie znają czasu, w jakim żyją, nie są dostatecznie rozbudzeni, nie są dostatecznie pilnymi w badaniu Pism i w nakładaniu na siebie uzbrojenia i przygotowania się do bitwy tam jedynie wskazanej. Dlatego wszyscy tacy ni gorący ni zimni chrześcijanie będą na pewno pokonani w owym złym dniu.

DLACZEGO BÓG DO TEGO DOPUŚCI

Św. Paweł, pisząc do Tesalonicensów, przepowiedział ten „zły dzień”, w którym my obecnie żyjemy – w którym tak wielu upadnie z racji niezważania na Słowo Pańskie, z powodu zbytniego przejmowania się troskami tego życia i zwodniczości ziemskich bogactw, o które tak wielu zabiega. Powiada on nam, że utrapienia dni dzisiejszych przyjdą od wielkiego wroga szatana, nie dlatego jakoby Bóg nie był zdolnym przeszkodzić mu w stosowaniu tej zwodniczości i prób, ale dlatego, że Bóg chce, ażeby to przyszło – postanowił dopuścić do takiej próby i przesiania zdeklarowanego kościoła dni dzisiejszych, by wszyscy byli obałamuceni, zwiedzeni, oszukani, którzy nie są w sercu Jemu wiernymi. Po oznajmieniu tego, co będzie wyrabiał szatan, a czego można się spodziewać, ze wszelką mocą i znakami i cudami kłamliwymi, z wszelkim oszukaństwem – niesprawiedliwością, Apostoł wyjaśnia, że dopuszczonym to jest, „iż z miłości prawdy oni nie przyjęli”. Dodaje: „A przetoż pośle im Bóg skutek błędów, aby wierzyli kłamstwu, aby byli osądzeni wszyscy, którzy nie uwierzyli prawdzie, ale sobie upodobali niesprawiedliwość” – nieprawdę. (2 Tes. 2:9-12) Nie słuchali oni Prawdy Bożej, ale postępowali obłudnie.

Wielu powiada nam, iż nie stanowi to różnicy, w co wierzymy – w prawdę czy w fałsz – że z naszych uczynków Pan osądzi nasze stanowisko. Ale Pisma zabraniają tej myśli i zaręczają nam, iż nikt nie ma uczynków, które podobałyby się Bogu, ponieważ wszyscy są niedoskonałymi. Boskim postanowieniem jest, że w ciągu tego wieku Bóg uwzględni i nagrodzi wiarę – ma się rozumieć prawdziwą wiarę popartą dobrymi uczynkami w miarę możności i że Bóg będzie liczył to za doskonałość przez Chrystusa. Zważcie na słowa Mistrza: „I poznacie prawdę, a prawda was wyswobodzi”; a w modlitwie do Ojca za swoich naśladowców: „Poświęćże je w prawdzie twojej; słowo Twoje jest prawdą”. (Jana 8:32; Jana 17:17)

Pan dał swoje Słowo i od czasu do czasu posługiwał się narzędziami do rozwinięcia jego znaczenia przed tymi, którzy byli w odpowiednim usposobieniu serca do jego przyjęcia. Ale dozwolił On także na błędy, fałsze i kłamliwe cuda, chociaż nigdy pierwej w takich rozmiarach jak w tym „złym dniu” – ponieważ teraz pragnie on szczególnie posłużyć się tymi błędami do dzieła osądzenia, przesiania, oddzielenia wśród ludu, który Go wyznaje, by niewłaściwa wiara mogła być ujawniona i zniszczona i by prawdziwa wiara mogła świecić o tyle jaśniej, i by ostatecznie wyznawcy jej mogli być uwielbionymi z Nim w Królestwie.

Wobec tych słów Apostoła odnośnie miłości Prawdy, należałoby każdemu zbadać siebie, czy jest on miłującym i służącym wierzeniu ciemnych wieków lub wyznaniu albo wierzeniu nowożytnych czasów; czy też jego miłość i poświęcenie są szczere z Prawdą, przedstawioną nam w Słowie Bożym. Możemy wprowadzać w błąd innych, możemy siebie samych do pewnego stopnia w błędzie utrzymywać; bo jak Prorok powiada, serce jest najzdradliwsze ze wszystkiego. Ale nie możemy Boga w błąd wprowadzić. Jeżeli z Opatrzności Pańskiej Prawda przychodzi do nas i spostrzegamy przebłysk jej piękności w przeciwstawieniu do beznadziejności błędu, to bądźmy pewni, że jesteśmy poddani próbie. Jeżeli odrzucimy Prawdę z racji tej, że nie jest ona popularna i trzymamy się wstrętnego błędu, dlatego, że ten jest popularny, to już jesteśmy wypróbowani, osądzeni. Albo, jeżeli przyjmujemy Prawdę i rozkoszujemy się w niej w naszych umysłach, lecz z powodu jej niepopularności chowamy światło pod korzec, ukrywając ją, w celu uchronienia się przed opozycją ciemności, to możemy być pewni, iż to będzie niemiłym Panu, który takich wcale nie szuka na swoich „wybranych”. Stawia on Swoje Słowo na równi w Samym Sobą – mówiąc: „Kto się zawstydzi Mnie i Mego Słowa, tego się i ja zawstydzę gdy wejdę do Mego Królestwa”.

To jest, o czym Apostoł mówi jako o nieprzyjęciu prawdy z miłości Ktokolwiek przyjmuje Prawdę w miłości, ten podług wszelkich swoich zdolności i swego sądu będzie ją okazywał innym bez względu, co go to może kosztować. W ten sposób będzie on składał dowód, że jest dzieckiem światłości, dzieckiem Boga. Będzie on ocalony. Ale ten, który stara się ocalić swoje życie, ocalić swoje ziemskie interesy przez ukrywanie światła, czyli przez zaniechanie publicznego przyznania się do niego, ten na pewno przekona się, iż takie postępowanie jest szkodliwe dla niego. (1 Kor. 4:1, 2)

JAKO OBŁUDNICY Z DAWNYCH CZASÓW

Wskazaliśmy już, że wpływy czynne w obecnym czasie przy podkopywaniu wiary, trawieniu jej, niszczeniu jej, upodobnione są do zarazy morowej, która już jest w powietrzu i która udziela się wszystkim tym, których organizmy są w stanie zarażenia się truciznami. Muszę obszerniej ten punkt omówić; bo złe wpływy, jakimi jesteśmy otoczeni, w obecnym czasie są tak przebiegłe, tak zwodnicze, tak przenikliwe, że większość ludzi wcale ich nie poznaje. Co za zgorszenie wywołałoby to w chrześcijaństwie, gdyby sobie zdano sprawę z tego, że te morowe wpływy wychodzą z kazalnic – prawdopodobnie nie ze wszystkich, ale na pewno z każdych czterech z pięciu w większych miastach i coraz szybciej rozprzestrzeniają się na mniejsze miasta i na wioski prowincji! Spojrzyjmy tej sprawie prosto w twarz. Koniecznym jest, ażeby prawdziwy lud Pański znał fakty. Co do innych, to są oni tak głupio uśpieni, tak kompletnie upici winem Babilonu (Obj. 18:3), że nie mamy nadziei, abyśmy mogli na nich wpłynąć. Odkąd się tylko ten Dzień zły rozpoczął, ta zaraza się szerzy – przez przeszło trzydzieści lat.

Dzisiaj każde kolegium, każde seminarium duchowne w całym świecie cywilizowanym, uczy tego, co jest powszechnie znane jako wyższy krytycyzm Biblii – chociaż właściwym dla tej nauki mianem byłaby: wyższa niewiara wśród wielkich w całym chrześcijaństwie. Ci wyżsi krytycy taką samą robotę pełnią jak Thomas Paine i Robert Ingersoll pełnili, tylko, że prowadzą ją oni na wyższym poziomie – przemawiając nie do tłumu i pospólstwa, ale do eleganckich, inteligentnych i poszukujących prawdy. Wskutek tego ich wpływ jest tysiąckrotnie szkodliwszy.

Ci, do których się odzywali Paine, Ingersol i Niemojewski, bardzo rzadko byli w ogóle chrześcijanami. Stąd niszczyli on bardzo niewiele wiary – czynili oni jedynie niewiarę popularniejszą i złośliwszą. Ale ci niewierni z wyższej krytyki z tego „złego dnia” robią użytek z całej ogromnej maszynerii chrześcijaństwa wszystkich wyznań, zwłaszcza przez seminaria duchowne, ażeby podkopać i obalić wiarę wszystkich, którzy wyznają imię Chrystusa, wielkich i małych, bogatych i ubogich, kształconych i nieuczonych. Czynione to jest do tego systematycznie, zwodniczo, w sposób, który byłby przez masy ludzi jak najmniej zauważony. Bezpiecznie można powiedzieć, że czterech z każdych pięciu tych, co kończą seminaria duchowne wszelkich wyznań, to niewierni wyższej krytyki, którzy są pouczeni, iż głównym ich zadaniem jest podtrzymywać moralność wśród ludu, zwłaszcza zaś budować kościelnictwo, szczególnie ich własnego wyznania i stopniowo, ukradkiem, przebiegle oddalać lud od wiary w Biblię ku ich wyższym krytycznym dogmatom. I szczęści im się w tym zadziwiająco. „Zaraza morowa” to jedyne obrazowe określenie mowy, które rzeczywiście odpowiada temu zgubnemu wpływowi.

„Z UST TWOICH SADZĘ CIĘ”

powiedział Pan! I zgodnie z tym przekonujemy się, że w Boskiej Opatrzności ci wyżsi krytycy stopniowo coraz więcej i więcej mówią przeciwko sobie. Ale chrześcijanin z imienia tylko jest cokolwiek tępym; a i wielu prawdziwych chrześcijan, jak Apostoł wyjaśnia, „niemowlęta w Chrystusie”, niezdolne pożywać sutej strawy Słowa, a zdolnych jedynie do rozkoszowania się, czyli pożywania „mleczności słowa” – rozumienia jedynie pierwszych zasad. Stąd jawne deklaracje tych wilków w owczej skórze, które paradują jako owce, nie są brane na serio. Jeżeli owce przerażają się słowami, to znowu uspokajają się myśląc: „To jest nasz zacny ksiądz o wypolerowanych manierach i wysoko wykształcony i on na pewno nie prowadziłby nas na bezdroża. On na pewno by nas nie zwodził. Jeżeliby przestał wierzyć w Biblię i stał się niewiernym, to na pewno opuściłby zajmowane stanowisko. Nie mógłby on być tak nieuczciwym, by miał nosić na sobie owczą skórę i posługiwać się nią, na nasze oszukiwanie i zatracenie.” Biedne niewiniątka! Posłuchajcież tedy, jak wam będę czytał wyznanie jednego z tych fałszywych pasterzy i wyjaśnienie sztuczek i oszustw, przy pomocy, których utrzymuje lud w spokoju, podczas gdy od czasu do czasu, zaszczepia w nich odrobinę po odrobinie trucizny wyższego krytycyzmu, która w końcu sprowadza duchowe odurzenie i zmierza do duchowej śmierci.

Podaję wam jego słowa jak były wydrukowane w najwybitniejszym z religijnych pism w świecie – „Independent” z miasta New York. Redaktor tego pisma, uwzględniając życzenie tego wilka, by nie był ujawnionym i prawdopodobnie sympatyzując z nim w całej tej procedurze, zaręcza za niego, jako za człowieka obdarzonego inteligencją i charakterem chrześcijańskim, wysoko sytuowanego w tak zwanym prawowiernym kościele, którego prawowierności (ortodoksyjności) nikt nie może kwestionować. Oto jego wyznanie:

„Nigdy się nie wyróżniłem przez moją herezję, ani nawet lokalnej reputacji od gwałtownego zboczenia od ortodoksyjności. Jeżeli zabrałbym się którejś niedzieli do wypowiadania mojej kongregacji wszystkich moich odstąpień od przyjętych wierzeń chrześcijańskich, zgorszyłbym ich ponad wszelką miarę. Pojmują oni z grubsza, iż jestem liberalnie usposobionym osobnikiem, a ja korzystam z okazji niezbyt rzadko, ażeby przyspieszyć ich kroki w odstępowaniu od postrzępionych dogmatów w kierunku prawdy, jaka powinna panować. Że są już w taką pielgrzymkę wciągnięci, w to wcale nie wątpię i przeważna ich część chętna jest postępować sporym krokiem. Moja kongregacja jest więcej niż normalna, co do inteligencji, uświadomienia i sympatii ku ruchom postępowym; niemniej jednak jestem najzupełniej przekonany, iż zupełne ujawnienie z mej strony wierzeń, do jakich mnie moje badania doprowadziły, wprawiłoby ich uszy w drżenie i nie tylko wzbudziłoby antagonizm ku mnie osobiście, ale także spowodowałoby odwrócenie się sentymentu w kierunku konserwatyzmu i prawowierności.”

Co wy myślicie o tym wyznaniu, drodzy przyjaciele? Co myślicie o takim złodziejskim, morderczym rezonowaniu tego wykształconego człowieka, uznającego się za ministra Słowa Bożego i jako takiego „wysoce poważanego wśród ludzi”? Jest on wzorem, pysznym okazem, około czterech piątych wszystkich kaznodziei wszystkich wyznań – okazem obłudy, jaka się wkradła w Kościół Chrystusowy. Ale ja nie skończyłem jeszcze jego wyznania. Niech mi, więc wolno będzie czytać jeszcze z jego własnych warg, jego własnego pióra, jego ogromnej przebiegłości, czyli uwodzicielstwa, przez które wprowadza w zasadzkę, obałamuca i niszczy owce. Osądźcie sami, czy nie mamy słuszności w takim szczególnie zwracaniu waszej uwagi na tę sprawę. Czy Pisma nie mówią, iż pasterze, duszpasterze, którzy widzą nadchodzące wilki, a nie dają alarmu i nie starają się bronić trzody, są niewiernymi wobec swej odpowiedzialności? Chcę sam siebie tu oczyścić przez głośne wołanie i nieszczędzenie tych wilków w owczym odzieniu. Oto, co dalej czytam:

„SZYBKI WZROST WYRAFINOWANEJ NIEWIARY”

„Tak szybkim jest postęp w urabianiu sobie opinii religijnej, w mojej parafii, że nie wahałbym się ani na chwilę, teraz dać pełnego wyrazu poglądom z kretesem potępiającym całą tkaninę ofiarnego poświęcenia i wrodzonej sprawiedliwości. Pobożnisie, którzy byli skłonni do ustawicznego ciekawego wypytywania się, dlaczego wzmiankowałem o tym, jakoby Chrystus wyjednał był pełne pojednanie za nasze grzechy, co tydzień lub co dwa tygodnie, po każdym kazaniu na jakikolwiek temat od Dana do Beerseby, teraz siedzą spokojnie podczas kazania, w którym nigdy nie ma mowy o Chrystusie, jako o Ofierze Ubłagania za grzechy”.

Jakże to zgodne z prawdą! My wykazaliśmy przed trzydziestu przeszło laty według Pism, że wypróbowywanie ludzkości przyjdzie w taki właśnie sposób – że pojednanie za grzech wykonane przez naszego drogiego Odkupiciela było fundamentem, na którym się gruntuje wszelka wiara biblijna i nadzieja, i że to będzie odrzucone przez chrześcijaństwo jako całość według proroczych zarysów w Pismach, o których tu nie chce się rozprawiać, z których niektóre znaleźć można w księdze Objawienia. Co za wielka zmiana od tego czasu! Nie tylko wiedza chrześcijańska (Christian Science) w wielkim stopniu wpłynęła na wszystkie wyznania przez swoje fałszywe twierdzenia, iż nie ma grzechu pierworodnego, i że nie ma śmierci a stąd i kary za grzech pierworodny, że stąd także Chrystus nie umarł i nie odkupił kary pierworodnej, i że nie byłoby potrzeby odkupienia, jako, że nie ma grzechu – i utrzymuje ona, iż grzech jest tylko złudzeniem – lecz od tego czasu także i wyższy krytycyzm zabrał się do dzieła w całym świecie cywilizowanym i naprawdę niszczy wiarę w samym akurat środku Boskiego Planu. Bo ktokolwiek nie wierzy w pojednawcze dzieło Chrystusa, ten nie jest chrześcijaninem, pomimo swego przyznawania się do uczniostwa Chrystusowego.

Chrześcijaństwo to nie tylko przyjęcie za fakt tego, iż Jezus narodził się i umarł, ani przyjęcie moralnych jedynie i religijnych nauk Jezusa. Chrześcijaństwo to przyjęcie faktu, że my jesteśmy grzesznikami; że Chrystus umarł za nasze grzechy i powstał z grobu w trzecim dniu na nasze usprawiedliwienie; że przez Niego mamy odkupienie i darowanie grzechów przez wiarę w Jego krew. Ten, kto utracił tę wiarę, w krew Jezusa, utracił swój związek z prawdziwym chrześcijaństwem; i im prędzej on sam i cała ludzkość o tym wie, tym lepiej dla wszystkich zainteresowanych. Jeżeliby był uczciwym człowiekiem, to wystąpiłby otwarcie i przyznał się do stanowiska, jakie zajmuje. Jeżeli zaś jest jak pisarz, z którego zacytowałem wyjątki, nieuczciwym człowiekiem, to w ten sposób uwidacznia swoją niegodność Prawdy, bo woli, jak nam powiada, czynić kłamstwo, niszczyć wiarę, zbytnio ufającej owcy, którą prowadzi i której pochwałami i pieniędzmi się cieszy. Ale musimy w dalszym ciągu przytoczyć, co pisze ten fałszywy pasterz (Ezech. 34:2-10):

„Doświadczenie pouczyło mnie, by nie być zbyt pospiesznym w moich herezjach. Przekonałem się, że jeżeli się trzyma swoje doktrynalne odkrycia w szufladzie biurka przez mniej więcej pięć lat, a potem się je wyjmie i następnie odświeży się swoją duszę, dozwalając przypadkowo niby na to, by je delikatnie wkręcić na stronę przez dwa kazania na następną niedzielę, to można się przekonać, iż w końcu można je wyznawać tak ogniście, jak się tylko komu podoba, a ci, którzy przedtem zapaliliby żagiew celem spalenia go, będą siedzieli spokojnie, słuchając jego doktryny i odśpiewają ostatni hymn w błogim przeświadczeniu, iż jeszcze raz danym im było posłyszeć prawdę, w którą zawsze wierzyli”.

PRZEBUDŹ SIĘ OWCO I SŁYSZ!

Jakiż szlachetnego usposobienia, miłujący prawdę człowiek świecki zamieniłby miejsce z tym zadowolonym z siebie uwodzicielem i fałszywcem? Któryż szlachetny kupiec uczyniłby bez zarumienienia się dać takie wyznanie odnośnie do swej metody prowadzenia interesu przed redaktorem pisma „New York Independent”, chociażby nawet nazwisko jego miało być zatrzymane w tajemnicy? Czyżby się nie wstydził tego, by sam chociażby redaktor tylko wiedział o jego przewrotności? A zaprawdę więcej możemy uwzględnić tych, co praktykują pewnego rodzaju wprowadzanie w błąd w związku z ogłaszaniem ich interesu i przesadzanie wartości ich towaru, itp., bo ci zdeklarowanie zabiegają tylko o siebie samych, a publiczność wie, że ich twierdzenia trzeba brać ze szczyptą pobłażliwości. Ale minister ewangelii uważa się za filantropa – dobroczyńcę, który poświęca swoje życie na służbę Prawdzie, na służbę Panu, na zbudowanie swoich bliźnich w najświętszej wierze, jaka była ongiś udzielona świętym. Jakże ohydnie podłym i wstrętnym jest zatem taki człowiek jak też jego metoda! Im bardziej eleganckim, wypolerowanym i wykształconym jest taki człowiek, tym większym to dlań wstydem. Słuchajcie dalej:

„Z tej racji nie wrzeszczę w każdą niedzielę, że nie wierzę w niepokalane poczęcie Jezusa, ani w fizyczne zmartwychwstanie. Jakkolwiek wielce cenię i podziwiam doktora Crapseya, nie spieszno mi do wystawienia się obok niego na świecznik. Niech sobie tam inni gadają, a ja odpowiadam na pytania bardzo ostrożnie.”

Doktor Crapsey, o którym tu jest wzmianka, był niedawno sądzony za herezję i odpędzony od episkopalnej kazalnicy. On, co za wielkoduszny człowiek! Po wyrażeniu swej wysokiej pozycji od wiary w nauki Biblii, po uzyskaniu wysokiej pozycji od tych, którzy poważają Biblię i pobierając dobrą pensję za wykładanie jej swojemu zgromadzeniu, uznał za stosowne i honorowe złamać te swoje śluby i – nie zaniedbując zatrzymać sobie wysokich tytułów, honorów i pieniężnych korzyści związanych z pozycji – ogłosić ufającym mu słuchaczom teorię wyższych krytyków, odmawiającą natchnienia Pismu Świętemu, twierdzącą, jakoby Jezus był porodzony tak samo jak każdy inny człowiek, że Jego śmierć nie była ofiarna i że Jego krew była „pospolitą rzeczą.” (Żyd. 10:29). Nie dziwi nas to wcale, że wilk, którego spowiedź właśnie odczytujemy i który się w niej chełpi, oddaje cześć i podziwia doktora Crapseya. Z naszej strony my nie możemy podziwiać takiej dwulicowości, ale gdyby nam przyszło wybierać pomiędzy nimi dwoma, to uważalibyśmy za bardziej honorowe pozostawać na stanowisku doktora Crapseya; bo ten jest odrobinę bardziej honorowy. Przytoczmy jeszcze jeden ustęp z tego słynnego wyznania. Pisarz powiada dalej:

„Mam nadzieję, że niewiele lat upłynie a herezje, bo takimi one bez wątpienia są, o cudownym poczęciu i zmartwychwstaniu Chrystusa staną się, co najwyżej, tolerowanymi opiniami. Z cierpliwością, taktem i wytrwałością spodziewam się kiedyś dojść do tego wyzwolenia duszy mojej, bo z cierpliwością już czekam dość długo na wyrażenie mych opinii o pojednaniu. Wyjawienie ich teraz naraziłoby na niebezpieczeństwo moją rzeczywistą pracę, którą nie jest uczenie historii, a nawet i prawdziwej historii odnoszącej się do Jezusa, Jego Apostołów, czy Jego Kościoła; ale napawanie ludzi prawdziwą religijną wiarą i powodowanie pewnych moralności i szlachetnych cnót przez poświęcenie się obowiązkowi, jak mi go Bóg dozwala pojmować. Może się ktoś wzdrygnąć, gdyby go nazwano obłudnikiem, ale pocieszającym jest wspomnienie na to, iż w czasach Jezusowych ci nie byli piętnowani, jako obłudnicy, którzy liczyli się za Żydów i chodzili na uczty, chociaż byli kompletnie przeciwni panującym opiniom”.

Widocznie pozostała tu jeszcze iskierka sumienia, która zdaje sobie z grubsza sprawę, że z takim postępowaniem połączone jest przynajmniej podejrzenie o obłudę. Ale zauważmy, jak on się stara usprawiedliwić. Powiada o „poświęceniu się obowiązkowi, jaki mu Bóg pozwala widzieć”. Czy możemy przypuszczać, że Bóg dałby takiemu człowiekowi zdolność widzenia czegokolwiek? Raczej powiedzielibyśmy, jak Jezus powiedział do obłudników dawnych czasów: „Wyście z ojca diabła i pożądliwości ojca waszego czynić chcecie. Onci był mężobójcą od początku i w prawdzie nie został” (Jana 8:44.) Ten człowiek, a jest on tylko próbką innych, jest mężobójcą, mordercą. Morduje on w znaczeniu duchowym ludzi pozostających pod jego opieką przez odbieranie im, jeżeli mu się uda, ich iskierki wiary i natchnienia Ducha, a czyni to tak, jak czynił nasz wielki wróg – przez kłamstwa i przeczenie Słowu Pańskiemu. Pojęcie obowiązku u tego człowieka jest zupełnie uwidocznione; pełnienie go polega na utrzymywaniu się przy wszystkich honorach ludzkich, jakie zdolny był zebrać, zgarniając grosik w zasięgu swej ręki i gwałcąc przymierze z Bogiem i ze swoją kongregacją. Od takiego obowiązku, od takich obłudnych wilków, zachowaj nas dobry Panie! Ten panicz i wszyscy wyżsi krytycy i ewolucjoniści, zajmujący kazalnice w chrześcijaństwie, są najzupełniej w takiej opozycji jak Skrybowie i Faryzeusze dawni, o których Pan powiedział: „Wy znosicie Słowo Boże, ażebyście zachowali swoje ustawy”. Powiedział im, że na zewnątrz są oni czystymi i zasługującymi na szacunek, jakby się ten człowiek też być wydawał; ale wewnątrz pełni są wszelkiego rodzaju plugastwa, zdrady, samolubstwa, niewiary – jako ten człowiek wywnętrzając się, nam się okazuje. (Mar. 7:5,9,13)

Wtenczas, jak i teraz, prosty lud tak był zahipnotyzowany przez swoich doktorów Zakonu i kapłanów, że się wahał słuchać głosu Syna Człowieczego i Jego pokornych naśladowców, czekając ażby najpierw pozyskał pozwolenie obłudnych nauczycieli, którzy przez zewnętrzny wygląd udają sługi Boże i dla zamydlenia oczu odprawiają długie modlitwy. Czego prosty lud potrzebował wtenczas – tego samego potrzebuje dzisiaj – przebudzenia. Jak Izraelczycy prawdziwie, w których nie było zdrady, otrzymali posłannictwo, tak i podobna klasa otrzyma posłannictwo teraz. Tej to klasie, nie zaś wyższym krytykom lub ewolucjonistom, obietnica jest dana. „Wam dano wiedzieć tajemnicę Królestwa Bożego”; ale dla tych, co są na zewnątrz, rzeczy te powiadane są jedynie w podobieństwach i w niejasnych powiedzeniach. (Mat. 13:11)

Żyjemy w czasie przesiewania, w czasie palenia, kiedy wszystkie drwa, siano i słoma fałszu musi być spalona, kiedy jedynie cenne prawdy Słowa Bożego, złoto, srebro i drogie kamienie wiary ostoją się próbie. Słuchajmy słów Apostoła: „Czujcież, stójcie w wierze, mężnie sobie poczynajcie”. Szukajcie „starych dróg” – nie ścieżek ani teorii ciemnych wieków i ich przerażających „doktryn o diabłach”, ale doktryn Jezusa i Apostołów – aby się wiara wasza nie gruntowała na doktrynach ludzkich, ale na mocy Bożej. (Jer. 6:16; 1 Kor. 16:13; 1 Kor. 2:3)

Pastor Russells Sermons, SM-286
Brzask 05/1934 str. 70-74

Do góry