SM-375

Wszyscy są dłużnikami Bożej Łaski

„Albowiem któż cię różnym czyni? I cóż masz, czegobyś nie wziął? A jeżeliżeś wziął, przeczże się chlubisz, jakobyś nie wziął?” – 1 Kor. 4:7.

Ewolucjoniści i wyżsi krytycy w swej tak zwanej „wyższej teologii” zastosowaliby nasz cytat do tego, co oni nazywają „pochodzeniem człowieka”. Mówią nam oni, że pierwszy człowiek był kuzynem małpy i że za cały postęp, jaki został dokonany od tego czasu przez różne rasy ludzkie można być nie tylko wdzięcznym, ale i dumnym. Według ich teorii każde pokolenie otrzymuje w spadku po poprzednim dodatkowe błogosławieństwa i tak świat idzie naprzód i coraz wyżej do cudnych wyżyn, duchowych, moralnych i fizycznych. Ale my nie możemy się zgodzić z tą teorią, bo znajdujemy w historii Biblii daleko lepiej godzącą się z faktami w danym wypadku.

Zapiski biblijne objawienia uczą o upadku od oryginalnej doskonałości i podobieństwa do swego Stwórcy przez nieposłuszeństwo – nieposłuszeństwo, które się zwiększa w miarę oddalania się od Stwórcy. Biblia wykazuje nam także pewną miarę uzdrowienia, czyli podnoszenia się człowieka z głębin jego poniżenia, zależnie od osiągania przezeń znajomości swego Stwórcy i posłuszeństwa względem Jego praw. Nasz cytat stosuje się dobrze do tego, to znaczy do nauki biblijnej od księgi Rodzaju do księgi Objawienia. Pierwotna doskonałość człowieka była darem Stwórcy. Grzech był wynikiem jego własnej opozycji względem woli Bożej, a każdy postęp dokonany przez któregokolwiek członka rodu ludzkiego był zależny od ilości łaski Pańskiej i jej przyjęcia. „I cóż masz, czego byś nie wziął?” Zapytajmy się dalej Słowa Bożego i historii: Któż nas różnymi czyni od innych? Zobaczmy, czy różnymi jesteśmy z racji procesu ewolucji, czy różnymi z racji otrzymania więcej łaski Bożej.

ADAM NIE BYŁ KUZYNEM SZYMPANSA.

Ci, którzy przyjęli teorię ewolucji w miejsce zapisków Biblijnych są tak tym przejęci, że wmawiają sami w siebie kłamstwo. Dają oni czasami publiczności do zrozumienia, że jest jedynie bardzo niewielka różnica pomiędzy najniższym, najbardziej poniżonym członkiem rodziny ludzkiej, a najwyższym rozwojem zwierzęcego tworu, chociaż faktycznie najzupełniej dobrze o tym wiedzą, że to nie jest prawdziwe. Zapewniają nas, że jedynie jedno ogniwo jest zaginione, które trzeba znaleźć; ale najlepiej poinformowani z pośród nich dobrze wiedzą, że ogniwo to jest bardzo długie.

Znaleziono kilka czaszek, o których ci mądrzy ludzie mówią nam, że należą one do okresu o setki tysięcy lat wcześniejszego od czasu Adama, jaki jest podany w Piśmie Świętym. Ale my kwestionując wiek tych zabytków starożytności i przecząc temu, jakoby był człowiek przed pierwszym człowiekiem, Adamem, o którym mówi Pismo Św., pytamy tych mędrców o wytłumaczenie faktu, że każda z tych czaszek, jaką oni wystawiają, jako zabytek starożytności, wykazuje pojemność mózgową większą, aniżeli ta, jaka jest u przeciętnego człowieka dni dzisiejszych. Jakżeż oni to wytłumaczą, wobec faktu, że miejsce na mózg najdoskonalej rozwiniętej małpy jest zaledwie cokolwiek większe niż połowa miejsca na pojemność mózgu u najmniej rozwiniętego człowieka dni dzisiejszych? Czyż te fakty nie obalają całej ich teorii i czy nie wykazują, że przeciętna pojemność mózgowa u ludzi zmniejszała się zamiast się powiększać? Czy nie znają oni także statystyk ogłoszonych niedawno w Wielkiej Brytanii, które wykazują, że rozmiar kapeluszy noszonych przez Anglików znacznie się zmniejszył w ostatnim stuleciu? Jeżeli koniecznie potrzeba ustanowić jakieś pokrewieństwo pomiędzy człowiekiem i małpą, (któremu my przeczymy), to czy nie rzetelniej byłoby przypuścić, że to niedawno uczynił jeden z uczonych europejskich, że małpy są to zwyrodniali członkowie rodu ludzkiego? Czy nie jest rzeczą bezpieczną dla człowieka o przeciętnym uświadomieniu i zdolnościach rozumowania powątpiewać w mądrość tych uczonych, którzy dwojakie mają przypuszczenia, co do jednej kwestii i którzy zachowując sobie prawo zmieniania często swoich domysłów, ujawniają fantazyjne zgadywania, co do czasu, kiedy się pierwszy człowiek pojawił na ziemi?

„Lud”, który słuchał Jezusa z radością, i który jeszcze słucha posłannictwa Wielkiego Pasterza, będzie się czuł daleko bezpieczniejszym i będzie daleko mądrzejszym, jeżeli da posłuch jedynie Boskiemu Słowu odnośnie do tego przedmiotu. Mówi ono w wyrażeniach wcale niedwuznacznych; a jego teoria nie sprzeciwia się sama sobie, lecz jest pewna siebie i zdrowa. Mówi o pierwotnym stworzeniu człowieka na wyobrażenie i podobieństwo Boże. Tłumaczy, że odpadnięcie rodu ludzkiego od tej doskonałości było proporcjonalne do oddalania się od Boga. Apostoł wyjaśnia całą sytuację, w kilku słowach, mówiąc: „Przeto, iż poznawszy Boga, nie chwalili Go jako Boga, ani Mu dziękowali, owszem znikczemnieli w myślach swoich, i zaćmiło się bezrozumne serce ich: Mieniąc się być mądrymi, zgłupieli, i odmienili chwałę nieskazitelnego Boga w podobieństwo obrazu skazitelnego człowieka i ptaków i czworonogich zwierząt i płazów. A przetoż podał je Bóg pożądliwościom serc ich ku nieczystości, aby lżyli ciała swoje pomiędzy sobą. A jako się im nie upodobało mieć w znajomości Boga, tak też Bóg je podał w umysł opaczny, aby czynili, co nie przystoi” (Rzym. 1:21-28).

ZMIANA NA GORSZE, CZY ZMIANA NA LEPSZE.

Czyż natchnione listy apostoła, wykazując wpływ bezbożności w kierunku wszeteczeństwa i poniżenia nie zgadzają się z tym wszystkim, co jest nam tak dobrze znanym z własnego doświadczenia i z zapisków historycznych? Na pewno się zgadzają: Są one zadawalające w zupełności dla tych, którzy mają właściwe usposobienie umysłu, ale wcale nie są zadawalające dla tych, co są chwiejnego usposobienia i starają się zignorować Boga, jako osobę, a człowieka, jako Jego Stworzenie. Twierdzenie apostoła wzmacnia się, kiedy spojrzymy na odwrotną stronę sprawy i weźmiemy pod uwagę skutek prawdy i łaski Boskiej, gdziekolwiek się one ujawniły i spotkały ze światem w ciągu wieków zanotowanych przez Pismo Św. i następnie:

Weźmy na przykład pod uwagę stan moralny, fizyczny i umysłowy świata za czasów Abrahama. Nie będziemy iść dalej w przeszłość, ponieważ niewiele informacji daje nam Pismo Św. o epoce, która była przed potopem, a i niewiele też pisze o czasie od potopu do Abrahama, który na wezwanie Boże opuścił kraj ojczysty i zamieszkał w ziemi Chanaan, kiedy żył jeszcze Sem, syn Noego. Jeżeli by teoria ewolucji była trafną to Abraham byłby niedalekim od podobieństwa do szympansa. Ale cóż znajdujemy w jego charakterze? Zapiski Biblii opowiadają nam o jego różnych ułomnościach, ale też o dobrych jego przymiotach, a przez to pokazują się nieuprzedzoną prawdziwą opowieść. Historia Biblii wynosi Abrahama, jako najwspanialszego człowieka, pełnego wiary w Boga do tego stopnia, że jego charakter jest jeszcze dotychczas wzorem nawet dla chrześcijan. Jego postępowanie z bratankiem swoim Lotem ukazuje go, jako człowieka bardzo sprawiedliwego i honorowego. Jego zarządzanie wielkimi stadami i trzodami, przy pomocy 318-tu męskich sług, ukazuje go, jako człowieka przemysłowego, o znacznie większych zdolnościach rządzenia, aniżeli niejeden przeciętny człowiek dzisiejszy. Jego pościg i pokonanie armii, która zdobyła Sodomę i wzięła jej skarby, jako swoje łupy, a ludność, jako swych jeńców, włącznie z Lotem, Abrahama bratankiem, wykazuje u Abrahama zdolności generalskie niepośledniej miary, jako też wyszkolenie wśród jego wytrenowanych służebników, które ich stawia na poziomie inteligencji daleko wyższym od małpiego.

Co więcej, załatwienie się Abrahama z łupami – jego odmowa przyjęcia jakiejkolwiek części dla siebie – ujawnia długość, szerokość, wysokość i głębię intelektu i charakteru daleko odbiegającego od tego, jakim obdarzeni są farmerzy, hodowcy bydła i generałowie nawet dzisiejszych dni. Ponadto, najnowsze wykopaliska z ruin babilońskich wydobyły na światło dzienne fakt, że wśród tego ludu panowała wysokiego stopnia inteligencja w owym czasie; że towary bywały kupowane i sprzedawane na miarę i za pieniądze; że rachunki były prowadzone w zupełnie prawie taki sam sposób jak w dzisiejszych czasach wśród najbardziej cywilizowanych ludów, a daleko wyżej od tego, co znajdujemy wśród ras pogańskich dzisiejszych czasów. Do tego, mamy w związku z historią o Abrahamie rzut oka na charakter króla Egiptu, który wykazuje, że ten ostatni kierował się wysokimi względami honoru, sprawiedliwości i moralności w swoim postępowaniu z Abrahamem i Sarą, jego żoną – zasadami tak szlachetnymi, że wątpimy, czy mogłoby się z niemi porównać te, jakimi się kieruje połowa dzisiejszych książąt i władców (1 Moj. 20:9-11).

BÓG UCZYNIŁ IZRAELA ODMIENNYM.

Dzieci Abrahama jeszcze dziś można znaleźć – Arabów pustynnych, synów Izraela; Żydów, synów Izaaka. Czy możemy stwierdzić, jakoby jakikolwiek proces ewolucyjny nastąpił, który by wyniósł dzieci Abrahama do wyższego, szlachetniejszego poziomu, niż ten, jaki znajdujemy w nim? Na pewno nie. Spojrzyjmy na działalność Boga. Bóg oświadczył do Abrahama, że On przyjmie jego potomstwo przez Izaaka i dokona przez nie dzieła, które ostatecznie będzie błogosławiło i wywyższy całą rodzinę ludzką, każdego narodu, każdej rasy. Ale jakby dla pokazania nam, że nie polega On na naturalnej ewolucji przy rozwoju ludu żydowskiego, Bóg dozwolił na to, by ten naród poszedł w niewolę do Egipcjan. Po długim okresie takiej niewoli Pan wywiódł ich pod wodzą Mojżesza, który bez kwestii był wielkim wodzem, wielkim generałem, dobrym człowiekiem, jako też najłagodniejszym z ludzi. Był on człowiekiem, z którego każdy naród na świecie byłby dzisiaj dumnym. Na pewno ewolucja nie rozwinęła rasy, by dorównać mierze tego syna niewolnika. Zakon dany na górze Synaj służył aż dotąd za podstawę przy formowaniu wszelkich praw, a jego krótkie streszczenie, podane w 3 Moj. 19:18 i w 5 Moj. 6:5, jeszcze pozostaje wzorcem wszelkiego prawa wśród najmędrszych i najlepszych ludów ziemi, mianowicie: „Będziesz miłował Pana Boga twego ze wszystkiego serca twego, i ze wszystkiej duszy twojej i ze wszystkiej siły twojej” a „bliźniego twego jak siebie samego” (Mat. 22:40).

Prawda, że Izrael, otoczony przykładami bałwochwalstwa i niemoralności, często cofał się ze swego związku przymierza z Bogiem i odbiegał od swych zabiegów o dotrzymanie Boskiego Zakonu, ale na ogół naród ten stał się pod pewnymi względami największym i najmądrzejszym w świecie pod rządami Dawida i Salomona. Prawda, że ten naród popadł w nieszczęście i stracił specjalną łaskę Pańską, kiedy odrzucił Mesjasza, niemniej jednak i teraz wpływ obietnic Boskich i Zakonu czyni ich jeszcze wielkim ludem, tak, że chociaż pozbawieni bytu narodowego, rozproszeni pomiędzy wszystkimi narodami ziemi, wywierają wpływ w świecie finansowym i literackim, jakiemu niema równego. Bezwątpienia uczynieni oni zostali różnymi od innych ludzi z racji obcowania Boga z nimi i obietnic im danych. W stosunku do swej wiary i posłuszeństwa Bogu mieli też i błogosławieństwo (Rzym. 3:1-3; 5 Moj. 4:5-9).

JAK CHRZEŚCIANIE RÓWNIEŻ SIĘ RÓŻNIĄ.

Ale nie powinniśmy myśleć, że błogosławieństwo mogło spływać na takich Izraelitów, którzy nie mieli dostatecznej wiary do przyjęcia Mesjasza w Jego czasach. Powinniśmy raczej zwrócić uwagę na tych wiernych, którzy przyjęli Jezusa. Dwunastu wybranych przez naszego Pana apostołów z pośledniejszych zawodów życiowych pozostawiło swoją niezatartą pamięć na świecie, jako jego dobroczyńcy w najwyższym słowa znaczeniu – tuż po ich Panu, Odkupicielu.

Kiedy przychodzimy do rozważania skutków Ewangelii Chrystusowej w świecie, musimy zauważyć różnicę pomiędzy prawdziwymi chrześcijanami a nominalnymi chrześcijanami. Ci ostatni obliczani są na 400.000.000, a objęte w tę liczbę są najlepsze i najgorsze okazy rodu ludzkiego, włączając w to i prawdziwych chrześcijan. Wszyscy z tej masy zostali oświeconymi mniej lub więcej przez nauki Chrystusa i apostołów, ale jedynie mała ich stosunkowo liczba przyjęła to specjalne błogosławieństwo, do jakiego zostali zaproszeni i które nie cieszy się wszechstronnie pomyślną opinią wśród ludzi.

Zwróćmy uwagę na nasz argument, oparty na słowach naszego cytatu: „Albowiem któż cię różnym czyni?” Twierdzimy, opierając się na Biblii i historii, że poniżenie, jakie spadło na świat przez nieposłuszeństwo i upadek Adama zostało w znacznym stopniu usunięte przez łaskę i prawdę, jakie nasz Pan Jezus wprowadził na światło przez Jego posłannictwo zbawienia. Jak Żydzi błogosławieni byli przez typy i cienie Zakonu, oraz prorocze posłannictwa im zsyłane, tak w ciągu Wieku Ewangelii każdy naród świata został uposażony pewną miarą światła, które przyszło przez Ewangelię Chrystusową – w stosunku do tego, jak kto ją przyjął. Lecz, są dwa wyjątki i to bardzo ważne! Rozważmy je:

Posłannictwo samo zostało w opłakany sposób spaczone i to przez tych właśnie, którzy utrzymywali, że się nim rozkoszują i są jego ministrami. Piękność i prostota oryginalnego posłannictwa, – że Bóg w Chrystusie pojednał świat ze Sobą wkładając nasze występki na Tego, który umarł za nas – stopniowo stawały się wykrzywione i spaczone, co do znaczenia, jakoby Ojciec Niebieski usiłował czynić gwałt każdej zasadzie sprawiedliwości i miłości i posłać cały ród Adamowy na wieczne męki; że Jezus w miłości i współczuciu oddał Siebie w Swoim zabiegu o przyjście z pomocą naszemu rodowi; ale że jego wysiłki, włączając w to Jego śmierć, jedynie bardzo niewiele przyniosły dla większości tych, którzy pomarli nawet nie usłyszawszy o jedynym imieniu pod niebem i wśród ludzi, przez które możemy być zbawieni. Piękna nauka Boskiego Słowa, która mówi, że Bóg obecnie wybiera z pośród ludzkości specjalną klasę na Oblubienicę, Małżonkę Barankową i współdziedziczkę w Królestwie Tysiąclecia, które ma błogosławić wszystkie narody świata – została przekręcona w najokropniejszą doktrynę.

Fałszywe zapatrywanie na to wybieranie mówi, że Bóg, w swojej zwierzchniej władzy, postanowił ocalić garstkę z naszego rodu, dla wykazania, co On mógłby zrobić dla wszystkich, gdyby Mu się tak upodobało; że najzupełniej nie obchodzą go interesy niewybranych i że nie zamierzył wcale dla nich zbawienia, ani w tym ani w przyszłym życiu. Los tych, którzy umarli w nieznajomości Chrystusa, a stąd poza możnością zbawienia się przez wiarę w Jego imię, został błędnie przedstawiony, tak, że dla inteligentnego myśliciela Bóg miłości – który czyni wszystkie rzeczy według wskazówki Swej woli – przedstawia się, jako straszliwy demon, pozbawiony sprawiedliwości i miłości, i daleko niższy od najbardziej poniżonego z rodziny ludzkiej – z których o żadnym chyba nie można przypuścić, żeby się miał rozkoszować w wiecznej męce swego bliźniego (Iz. 29:13).

Czyż jest, co dziwnego w tym, że takie przekręcenie posłannictwa sprowadziło złe owoce? Czy to nieprawda? Tak jak pewnym jest, że skażone drzewo rodzi zły owoc, tak fałszywe doktryny rozwijają zły charakter u osób przyjmujących takowe doktryny. Sięgając wstecz do wieków średnich, z trwogą czytamy o milionach ludzi, którzy ponieśli gwałtowną śmierć, okrutne tortury itd., za własne przekonania we wierze, zwłaszcza, kiedy dowiadujemy się, że tortury te spełniano w imię Boga, religii i Biblii. A takie przekręcanie prawdy Bożej wynikło z przyjęcia fałszywych doktryn – przeciwnych zarówno słowu jak i duchowi Biblii. Tak, więc widzimy, że kościelnictwo nie odpowiednio przedstawia Chrystusa i Jego nauki, jako też nauki apostołów. Niemniej jednak, jak się przecież można spodziewać, litera nauk Chrystusowych do pewnego stopnia panuje nawet wśród tych, których postępowanie wskazywać się zdaje na to, że albo są opętani, albo utracili ducha Jego nauk – miłości, wesela, pokoju, łagodności, delikatności, cierpliwości i dobrotliwości.

„NIE BÓJ SIĘ O MALUCZKIE STADKO”

Błogosławieństwo przychodziło w stosunku do tego, jak ludzie powracali do prawdziwego posłannictwa. Widocznie paru w każdym kraju miało to usposobienie serca, które ich uzdolniało do oceniania ducha prawdziwego posłannictwa, pomimo domieszek ludzkiej filozofii i fałszu. Ale tych jest obecnie niewielu, i po wszystkie czasy bywało – mówiąc o tym. Pan nasz Jezus nazywał ich „Maluczkim Stadkiem”, mówiąc: „Nie bój się maluczkie stadko; upodobało się Ojcu dać ci Królestwo” (Łuk. 12:32). Dwunastu apostołów było z tej klasy Maluczkiego Stadka; a byli też inni tego samego ducha poprzez całe wieki, pomieszani z kąkolem z formalistycznymi tłumami, wśród mniej lub więcej obałamuconych przez fałszywe doktryny. Ci, wbrew błędom i ich własnej nieudolności, obstawali przy Biblijnych deklaracjach odnośnie do sprawiedliwości i miłości okazanych w Odkupicielu. Ignorowali oni zupełnie błędne przedstawianie Boskiego charakteru wierzeń średniowiecza i przyjęli do swych serc prawdę na warunkach podanych przez naszego drogiego Odkupiciela: „Kto chce iść za mną, niech zaprze samego siebie, a niech bierze krzyż swój na każdy dzień i naśladuje mnie” (Łuk. 9:23; Mat. 19:27-29).

Trzymając się litery i ducha tej nauki ta klasa dozwalała ochoczo na zaliczanie się do głupców, dla Chrystusa, i starała się kroczyć śladami Tego, który pozostawił im przykład, jak żyć w odosobnieniu od świata, żyć dla Boga, prawdy i dla dobra bliźnich. Ale tak mała jest liczba ich, nieznaczna w wpływy, że nie znajdziesz ich w żadnym z wielkich wyznań świata, lecz poczytywani są oni za wyrzutków wszystkich wyznań – czasem litością obdarzeni, czasem karceni. Co apostoł powiedział o takich za swych dni, to jest jeszcze i dzisiaj prawdą – świat nas nie poznał, jako i nie poznał naszego Pana. Co Odkupiciel powiedział o tej klasie, to jeszcze jest dzisiaj prawdą: „Wyście nie z świata jakom i ja nie z świata. Byście byli z świata, świat, co jest jego miłowałby; lecz iż nie jesteście z świata, alem ja was wybrał z świata, przetoż was świat nienawidzi” (Jana 15:19).

Lecz chociaż świat wydziedzicza i poniewiera tą klasą, niemniej jednak uznaje w niej to, co nazywa niepraktycznym duchem, ponieważ ich pojęcia, ambicje i metody nie są takimi, które by przyniosły największy dobrobyt i powodzenie w obecnych czasach, kiedy grzech i samolubstwo panują w świecie. Świat i kościelnictwo tak błędnie pojęli Boski plan, że cokolwiek jest wysoce cenione wśród ludzi, jest obrzydliwością przed oblicznością Pańską, podczas gdy to, co jest wysoce cenione przez Pana, jest głupstwem dla tych, co nie są w pełnej z Nim zgodzie.

„KTÓŻ NAS RÓŻNYMI UCZYNIŁ?”

Widzieliśmy, że prawda pomieszana z błędem uczyniła chrześcijaństwo odrębnym od pogaństwa ku wielkiemu jego pożytkowi w pewnych względach. Nauka Ewangelii odnośnie do pierwotnej równości rodu, a także odnośnie do ostatecznej odpowiedzialności każdej jednostki przed Panem jedynie – z tym rezultatem, że reguła sądzenia będzie jednakowa dla książąt i dla wieśniaków, dla uczonych i dla nieuczonych – miała za swój skutek otwarcie oczu ludzkiego pojmowania, według tych wytycznych, podczas gdy ludy pogańskie jeszcze pozostają w grubym przesądzie, co się tyczy klas i kast. Duch wolności wszczepiony tak przez tę część prawdy, którą świat mógł i rzeczywiście przyjął, dokonał cudów reformy tego i owego rodzaju, gdziekolwiek dotarło posłannictwo Ewangelii. Prosty lud pochwycił myśl, że człowiek jest człowiekiem pomimo wszystko, i do pewnego stopnia pochwycił myśl, że sposobność, wykształcenia i potęga umysłu ustanowiły panowania tego świata, ale, że te nie mają ni mocy, ni wpływu, gdy idzie o życie przyszłe, kiedy wszystko będzie na jednym poziomie przed trybunałem sądowym Chrystusa. Przeto odrobina prawdy, jaką chrześcijaństwo przyjęło, stała się uwalniającą i wywyższającą i oświecającą, a zgubną dla ciemnoty i przesądu. Lecz chrześcijaństwo nie było gotowe do przyjęcia innych szczegółów Boskiego posłannictwa głoszącego pokój przez Jezusa Chrystusa. Nie przyjęło ono zaproszenia do uczynienia pełnego poświęcenia swych serc Boskiej woli i służbie i kroczenia śladami Jezusa. Konsekwentnie też nie otrzymało ono pełni korzyści i błogosławieństwa, jakie mogło osiągnąć.

Innymi słowy, rozwinęli się według wytycznych miłości i wolności, ale nie rozwinęli się według wytycznych uświęcenia i uprzytomnienia sobie odpowiedzialności przed Bogiem. A konsekwencja tego jest to, że szybko się zbliżamy do czasu, kiedy te słabo zrównoważone stosunki przyniosą ruinę naszej obecnej cywilizacji. Wzrost w wolności, niepodległości, itd., w związku z wzrostem w samolubstwie wytwarzają taki stan rzeczy, jaki Biblia maluje odnośnie do zakończenia się bieżącego wieku, kiedy – w chrześcijaństwie zwłaszcza – każdego człowieka ręka będzie przeciwko jego bliźniemu. Siew samolubstwa wyda plon anarchii, która obali wszystkie ludzkie rządy i oznacza wpadnięcie w najstraszliwszy ucisk, jakiego świat nie znał. Tu mamy ilustrację niebezpieczeństwa dla wolności, skąd samolubstwo stało się siłą rządzącą. Esencja posłannictwa Pańskiego została odrzucona, konsekwencje, jakie z tego wynikną będą zgubne. Im większe światło tym większa odpowiedzialność; im wyższe wyniesienie tym większy upadek. To jest przykry obraz, jaki podaje Pismo Święte, odnośnie do naszej obecnej cywilizacji. „Kościelnictwo”, któremu brak Ducha Pańskiego, ducha miłości – rozbije się samo przez się z racji swego ducha samolubstwa. Pewna miara prawdy uczyniła ,,chrześcijaństwo” rożnem od pogaństwa, a rezultatem będzie, że w rozpadnięciu się wszystkiego najbardziej uprzywilejowani poniosą największe szkody.

Ale co z Maluczkim Stadkiem, prawdziwymi chrześcijanami, którzy nie tylko cenią swoją wolność, wolność od ciemnoty i przesądu, lecz którzy posiadając ją biorą swój krzyż, aby kroczyć za drogim Odkupicielem, nie radując się jedynie obecnym weselem, wygodami i honorami, ale żyjąc głównie po to, aby się działa wola Ojca – co będzie z tymi? Ach! Niepospolita z nimi sprawa, trudna do pojęcia dla wielu. Jak Mistrz do nich powiedział: „Na świecie ucisk mieć będziecie, ale ufajcie, jam zwyciężył świat” (Jana 16:33). Tak też jest z nimi, że świat ich nie rozumie i uważa ich jedynie za klasę głupich ludzi, którzy nie mają radości, szczęśliwości ani przyjemności w życiu. Przeciwnie jest jednak, bo ci dobrze wiedzą, że mają oni więcej przyjemności, więcej radości, więcej szczęśliwości, aniżeli mają ich przyjaciele, ponieważ mają w ich sercach pokój Boży, który przechodzi wszelkie pojęcie. Nie tylko się oni radują i rozkoszują widokami na przyszłość – nadzieją uczestniczenia w pierwszym zmartwychwstaniu i sławie, czci i nieskazitelności, jakie mają być wtenczas dane wybranym, ale szczęśliwymi się czują w obecnych przejściach, uciążliwościach i przeciwnościach (Rzym. 5:3-5).

Ach, to jest sekret prawdziwego pokoju i prawdziwego wesela – miłości Boga, obietnic Boga, uprzytomnienie sobie ze Słowa Bożego, że obecne przejście i uciążliwości składają się wszystkie na dobro tych, którzy Go miłują, którzy są wezwanymi według Jego zamysłu – na przygotowanie ich do sławy, czci, błogosławieństwa i użytku w przyszłości – w Tysiącleciu i potem! Nauczyli się oni nie dbać tyle o uśmiechy lub grymasy świata, jak kiedyś dbali.

Upatrują oni dalej, za uśmiechem swego Niebieskiego Pana i Oblubieńca, i są szczęśliwymi, kiedy oczyma wiary pojmują, że bez względu na ich ziemski stan, cieszą się oni przywilejem służenia swemu Mistrzowi i Jego sprawie.

CÓŻ MY MAMY CZEGOBYŚMY NIE WZIĘLI?

W słowach naszego cytatu jest myśl, która powinna nam dopomóc do wyrobienia w sobie pokory, jednej z łask Pańskiego Ducha, bez której, jak On nam mówi, nigdy nie moglibyśmy być przyjemnymi Jemu, jako współdziedzice z naszym drogim Odkupicielem w Jego świetnym Królestwie, które ma niezadługo błogosławić cały rodzaj ludzki. Czy nie widzimy, że wszystko, co posiadamy – każdy przymiot charakteru i jego rozwój – przyszedł do nas od Pana, że my sami nic nie zapoczątkowaliśmy, czym byśmy się mogli chełpić lub z czego moglibyśmy się czuć dumnymi? (1 Kor. 4:7).

Patrząc wstecz, w zamierzchłą przeszłość, widzimy, że nasi przodkowie byli poganami i że Bóg posłał do nich pewną miarę światłości Ewangelii. Błogosławionymi byli w stopniu takim, w jakim ją przyjmowali do swych dobrych i szczerych serc. Postępując bliżej widzimy błogosławieństwa cywilizacji, postępując w ślad za tą Ewangelią światłości, prawdy i łaski. I w wypadku każdego z nas szczególnie uprzytomniamy sobie, że urodziliśmy się w przychylnych warunkach i że w Słowie Bożym mamy moc Bożą do przekształcenia charakteru i że nasza własna praca w związku z tym została tak natchniona i entuzjazmem podsycona przez obietnice Pańskie, że widzimy, jak nam Pisma mówią, że Bóg pracuje w nas ku czynieniu tego, to Mu jest przyjemnym przez te obietnice i instrukcje podane w Piśmie Św. Nasze usprawiedliwienie przez wiarę w drogocenną krew pochodzi na pewno nie z nas samych, ale z Pana, który postanowił ofiarę i który dał nam błogosławione pomazanie oczu naszego pojmowania, byśmy mogli widzieć Jezusa, jako Baranka Bożego, który zdjął grzech ze świata. Łaska po łasce, dawała nam ocenę przywileju kładzenia naszych ciał, jako żywą ofiarę i przez to stania się uczniami Chrystusa i naśladowcami Jego, żebyśmy ewentualnie mogli osiągnąć pierwsze zmartwychwstanie i stać się członkami Oblubienicy, Małżonki Barankowej.

Sermons 375
Strażnica 04/1925 str. 51-54

Do góry